Chyba mogę
stwierdzić, że w moim niezbyt długim dotychczasowym życiu przeczytałam całkiem
sporo książek. Czytałam książki bardzo słabe, słabe, dobre, bardzo dobre i
świetne. Czytałam też książki, które mnie poraziły, wręcz zwaliły z nóg,
opętały. Które nie pozwalały myśleć mi o czymś innym, wchłonęły, zachwyciły.
Książki, które wygrywały ze snem, zmęczeniem, milionem kartkówek i
sprawdzianów, a nawet z nauczycielami (jakkolwiek ciekawie by oni opowiadali).
Książki idealne, które niezwykle trafnie wpasowały się w mój gust, które
skonstruowane są tak, że można tylko podziwiać.
Nie. Stop. Nie książki. Jedna książka.
Może nie powinnam tak
wyróżniać jednego tytułu, wśród miliona innych, z pewnością równie dobrych. Ale
jednak moje serce krzyczy: „Tak! To ona!”. Serca uciszyć nie można.
Mimo to nie powinnam, bo przecież jest cudowny Lewis, jest klasyka dziecięca, są siostry Bronte i wiele innych książek, które kocham, wielbię i podziwiam. Jednak tylko ta jedna potrafiła sprawić, bym codziennie rzucała wszystko, bym odpychała w kąt naukę, przyjaciół, nauczycieli i wszystko inne. Nawet jeśli w danym momencie Jej nie czytałam, moje myśli były przy Niej. Permanentnie.
Mimo to nie powinnam, bo przecież jest cudowny Lewis, jest klasyka dziecięca, są siostry Bronte i wiele innych książek, które kocham, wielbię i podziwiam. Jednak tylko ta jedna potrafiła sprawić, bym codziennie rzucała wszystko, bym odpychała w kąt naukę, przyjaciół, nauczycieli i wszystko inne. Nawet jeśli w danym momencie Jej nie czytałam, moje myśli były przy Niej. Permanentnie.
Chyba już nigdy Jej
nie zapomnę. Będę wracać, przeżywać wszystko jeszcze raz i…zachwycać się. Jak
za pierwszym spotkaniem.
No cóż, miłość.
No cóż, miłość.
Gdy połączy się
piękny, niezwykle plastyczny i żywy język z interesującą fabułą, genialnie
wykreowanymi bohaterami i wojną w tle, powstanie książka – perełka, książka –
cudeńko, książka, od której nie będę potrafiła oderwać, która z pewnością
stanie się w moim życiu czymś ważnym i wyjątkowym. Połączyć wszystkie cechy dobrej powieści to nie lada
sztuka. Margaret Mitchell podołała temu wyzwaniu. Stworzyła przepiękną opowieść
o miłości, dojrzewaniu, wojnie secesyjnej. Z wielką wprawą odmalowała obraz
amerykańskiego społeczeństwa końca XIX wieku. Krótko mówiąc, napisała książkę
ociekającą doskonałością.
Plantacje bawełny,
czerwona ziemia Tary, beztroskie dziewczęta, przystojni dżentelmeni. Maniery,
zasady, reguły, konwenanse. A wśród nich – Ona. Piękna, pozbawiona skrupułów, wiecznie
otoczona wielbicielami Scarlett O’Hara.
Scarlett to bohaterka bardzo frapująca czytelnika. Jest postacią bardzo
złożoną, wielowarstwową, a przy tym niezwykle realną. Odnajdziemy w niej
ludzkie zachowania. Może swoje własne?
O’Hara irytuje, fakt. Wiele czytelników wręcz jej nienawidzi. Jednak trzeba przyznać, że jest ona obdarzona szerokim wachlarzem nie tylko wad, ale i zalet. Czasami dopadała mnie myśl, że chciałabym mieć niektóre z jej cech.
O’Hara irytuje, fakt. Wiele czytelników wręcz jej nienawidzi. Jednak trzeba przyznać, że jest ona obdarzona szerokim wachlarzem nie tylko wad, ale i zalet. Czasami dopadała mnie myśl, że chciałabym mieć niektóre z jej cech.
Jeśli jest Ona, to i
musi być On, prawda? A On jest… obłędny. Tak, znalazłam swojego kolejnego
męskiego ideała książkowego. Ech,
mogłabym nawet zrezygnować z mojej miłości do Michała Wołodyjowskiego. Byleby
tylko taki Rett istniał i mnie chciał! Dziewczyny, jeśli jeszcze zastanawiacie
się, czy sięgać po tę książkę, mówię Wam: zróbcie to! Rett jest tego warty.
Zdecydowanie.
Nie widzę sensu w
opisywaniu fabuły tej książki. Jest ona tak popularna, że znają ją chyba
wszyscy, przynajmniej ze słyszenia.
Ta powieść jest
bezsprzecznie cudowna, pod każdym możliwym względem. Nie znajduje w niej żadnych
wad. Ona zdecydowanie da się lubić. Przeczytajcie, nie tylko, dlatego że
klasykę warto znać, ale dlatego, że ta opowieść, ta historia, ten język, ci
bohaterowie to magia, cudeńko, coś niesamowitego. Miłośnicy głębszego przekazu
też się nie zawiodą. Obiecuję. Jeżeli usłyszycie od kogoś, że „Przeminęło z
wiatrem” to ckliwe, babskie (lub jakiekolwiek inne) romansidło, to
uśmiechnijcie się tylko pod nosem i przeczytajcie. Warto.
A ja... ja mogę się jedynie podpisać pod Twoją recenzją. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam tę książkę. I koniec. I kropka.
OdpowiedzUsuńO tak. I wiesz co? Moja katechetka też ją uwielbia. Ostatnio strasznie się o niej rozgadałyśmy i uznałyśmy, że mamy całe trzy lata na omówienie całych trzech tomów. :D
UsuńPoza tym ona twierdzi, że ta książka wybawia ją ze stałej depresji, która dręczy każdego nauczyciela religii w szkole. A "Pomyślę o tym jutro" jest jej dewizą. :D
Ech, żeby Mikołaj w tym roku był taki dobry i podarował mi tę książkę...
Ooo, to ja robię z Twoją katechetką "żółwika" xD "Pomyślę o tym jutro" - jeszcze zanim poznałam Scarlett ta myśl mi przyświecała:D
UsuńJa też ją chcę... Już nawet potencjalnemu Mikołajowi wspomniałam;)
Ale wiesz, że od takiego myślenia robi się "błędne koło" :P I w końcu nawarstwiają się miliony spraw, a potem jest za późno na odkręcenie wszystkiego naraz. Ale nie przejmuj się, ja też tak często myślę, he he. Szkoda życia na zmartwienia.
UsuńMój jeden potencjalny Mikołaj ma własne zdanie i wie lepiej, co JA chcę dostać. ;p Ale i tak ma wtłoczone na mózg, że Lewis to mój mistrzunio. Drugi potencjalny Mikołaj uważa, że powinnam czytać biologię, chemię i fizykę, ewentualnie pasjonować się matematyką, a nie myśleć ciągle o Retcie i Scarlett (i innych książkach, które nie są podręcznikami). ;p
Ale...!
Zawsze mogę zrobić sobie samej prezent, bo od wczoraj jestem bogata. Co prawda moje pieniążki są już zdeponowane w sejfie zwanym M., ale może jakieś grosze uda mi się wybłagać. ;)
Ja potencjalnego Mikołaja mam jednego. Dwaj kolejni to prezenty kompletnie odlotowe (od książek po spinki do włosów), które przez owego Mikołaja zazwyczaj są kupowane pierwszy raz w życiu.
UsuńTemu potencjalnemu Mikołajowi szepnęłam o "Przeminęło z wiatrem", szepnęłam też troszkę o Makuszyńskim, o Zambrzyckim, o Jackson i Pruszkowskiej... Będzie miał w czym Mikołaj wybierać. A jak pod choinką nie znajdzie się "Przeminęło z wiatrem" to liczę, że po Świętach (z podreperowanym budżetem) sobie sprawię tę książkę:)
PS. Tak sobie teraz czytam o Thanksgiving day, patrzę kiedy to ustanowiono i widzę Lincolna oraz Civil War... Matko, skąd ja to znam??? Dopiero potem sobie uświadomiłam, że z Przeminęło z wiatrem;)
UsuńU mnie też Mikołaj będzie miał w czym wybierać. Zastanawiam się tylko, że napisać list, czy po prostu wywiesić nad biurkiem listę moich marzeń :D
UsuńHa! "Przeminęło z witarem" uczy historii!! :D
U mnie nad biurkiem odpada. Biurko stoi przy oknie. Jeśli listę marzeń powieszę na firance światło do mnie docierać nie będzie (a to jedynie przez długość listy).
UsuńWięc list. A w dodatku list jest taki klasyczny i dystyngowany.;-)
Oj, uczy, uczy. Zresztą nie rozmawiajmy o tej książce, bo zaraz chciałabym do niej wrócić!
Czy Ty przypadkiem nie wymagasz zbyt dużo od tego Mikołaja?! :D
UsuńChciałabym mieć biurko przy oknie. I żeby za oknem był ładny widok... Ale no cóż, tam jest kaloryfer i biurka za Chiny nie wcisnę.
Zastanawiam się, czy mój potencjalny Mikołaj mnie nie wyśmieję, jeśli napiszę do niego list. ;p
Dobrze. Nie rozmawiajmy. Bo ja też za nią strasznie tęsknię.
Jednak gdy o niej pomyślę, poprawia mi się humor, który ostatnio jest nie najlepszy. Ech, stanowczo za dużo rozmyślam. ;)
No i czekam na maila!
Za dużo... Nieeee. Ja tylko trochę za dużo mam książek do przeczytania. A jak Mikołaj wybierze ze trzy książki z tej długaśnej listy, to ja będę wręcz rozanielona:)
UsuńMail poszedł... Poleciał, powiedziałabym wręcz.
Książka jeszcze przede mną. Po takiej zachęcające recenzji już nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam:)
OdpowiedzUsuńAniu, leć do biblioteki, księgarni, koleżanki czy kogokolwiek innego i czytaj, czytaj, czytaj! Nie odwlekaj, ona jest z pewnością cudowniejsza od miliona innych książek, które masz w planach. :D
UsuńKocham tę książkę!!!
OdpowiedzUsuńTo, jak to się mówi, żółwik! :D
UsuńNa pewno nie ckliwe romansidło!! :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie :)
Usuńprzeczytałam kilkadziesiąt pierwszych stron i... stwierdziłam, że jednak nie dam rady. bardzo żałuję, że zrezygnowałam, bo dalej jest podobno bardzo ciekawa. ale kiedyś na pewno przeczytam całą ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę?! Matko, ta książka jest świetna, świetna, świetna! Zrób drugie podejście, myślę, że nie będziesz żałować :) Akcja najbardziej nabiera tempa w trzecim tomie, ale wcześniej też jest bardzo ciekawa.
UsuńTym bardziej się cieszę, że kupiłam ostatnio tę ksiązkę i już nie mogę się doczekać lektury. Film uwielbiam i chętnie do niego wracam, nieważne, że jest taki długi :P
OdpowiedzUsuńJa film zaczęłam oglądać, ale zostawię go sobie na czas wolny ;) W jakiś weekend może obejrzę. Jednak myślę, że książka lepsza. ;)
UsuńKsiążkę już od dawna mam w planach, a po Twojej recenzji mam ochotę wypożyczyć ją przy najbliższej wizycie w bibliotece:)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! :D
UsuńEhh a ja nadal nie czytałam. Trzeba w końcu nadrobić. Choć film to mi się wrył w pamięć na stałe.
OdpowiedzUsuńTrzeba, Magdo. Naprawdę warto.
UsuńNiesamowita książka. Przyznaję Ci rację.
OdpowiedzUsuńO tak zgadzam się z Tobą.Książka cudowna i wcale nie jest taka babska.
OdpowiedzUsuńuwielbiam ekranizację, ale po książkę jeszcze nie sięgałam - chyba już czas to naprawić :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka jest lepsza od filmu. Choć podobno film też dobry :)
Usuńmoja ulubiona historia... czerwona ziemia tary i Rett...
OdpowiedzUsuńasymaka.blog.interia.pl
Och, tak - Rett :D
UsuńTak, tak nazwisko zobowiązuje :D A "Przeminęło z wiatrem" uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńHe he :D
Usuń"Przeminęło z wiatrem" chyba nie da się nie uwielbiać. ;)
Tak pięknie i zachęcająco napisałaś tę recenzję, że mam ochotę rzucić wszystko i czytać, czytać, czytać! :)
OdpowiedzUsuńW takim razie radość mnie przepełnia!
UsuńCzytaj, czytaj, czytaj! :)
Oj tak, zgadzam się z Mową Liter. Aż chciałabym mieć tę książkę teraz pod ręką, aby od razu móc po nią sięgnąć i nie robić już nic innego przez cały dzień :). Nie można pisać aż tak zachęcających recenzji! To powinno być karalne! :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie potrafiłam napisać o niej nic innego niż tzw. "ochy i achy". Ona jest tak niesamowita, że ten mój twór musiał chociaż w maleńkim kawałeczku oddać jej cudowność. Więc leć do biblioteki, księgarni i czytaj cały dzień! :D
Usuń