Już kilkanaście razy
zaczynałam pisać o tej książce i wszystkie moje podejścia kończyły się fiaskiem,
wielką porażką, ogólną katastrofą. Ta książka nie jest rewelacyjna. Nie jest
innowacyjna, nie jest szokująca, nie fascynuje, nie poraża. Jest do bólu
zwykła, całkiem bezpretensjonalna. W porównaniu do masowo uwielbianej „Jane
Eyre” ta powieść jest zwyczajnie słaba. Nie ma w niej ani obłędnego dżentelmena
w stylu Rochestera (choć jakiś jest, nie zrażajcie się, dziewczęta), nie ma
tajemnicy ani wielkich intryg. Jednak czuję wręcz moralny imperatyw, by
wykrzyczeć wszystkim Przeczytajcie tę
książkę! Przeczytajcie!
Tak. Lubię takie
historie. Lubię wiktoriański klimat tchnący z każdej strony. Uwielbiam te porządne,
ułożone, ale niebywale silne kobiety wykreowane przez siostry Bronte. Nawet
moralizatorski charakter, tak znamienny dla Anne, zupełnie mi się przeszkadza,
a co więcej, przyciąga.
Fabuła nie wyróżnia
się niczym szczególnym. Mamy młodziutką, niezbyt urodziwą bohaterkę - Agnes,
która niedostatki w wyglądzie nadrabia pracowitością, siłą charakteru, wiarą i wewnętrznym
urokiem. Panna ta wraz z kochaną rodziną
wpada w niemałe tarapaty finansowe. Wyjść z sytuacji jest niewiele, toteż Agnes
postanawia zostać guwernantką. Nasza
bohaterka, tak jak większość osób młodych, jest pełna pasji oraz zapału i święcie
wierzy w swoje nauczycielskie zdolności. Jednak środowisko, w którym przychodzi
żyć i pracować niedoświadczonej dziewczynie, nie jest tak idealne, jak jawiło
się w jej wyobrażeniach
Niestety w przypadku
naszej drogiej (bo nie da się jej nie lubić) bohaterki sprawdza się stare i
znane porzekadło „Obyś cudze dzieci uczył”…
Podobno powieść ta
wzorowana jest na życiu autorki. Tenże fakt niezmiernie mnie zadowolił i
sprawił, że jeszcze bardziej rozsmakowałam się w lekturze. A rozsmakować się w
niej jest nadzwyczaj łatwo, bo jest po prostu… pyszna! Język, jakim posługiwała
się Anne kolejny raz mnie urzekł. Cudowny! Kilka razy z rzędu czytałam
pojedyncze zdania, analizowałam, zachwycałam się i… zazdrościłam. Bo któż nie
chciałby tak pisać?!
„Agnes Grey” na pewno
nie jest książką, która podoba się wszystkim. Takie powieści po prostu trzeba
lubić. Jestem świadoma faktu, że wiele czytelników po jej lekturze czuła się (lub
będzie się czuła) znudzona i rozczarowana. Jednak ja mogłabym czytać tylko
takie książki (ekhm, no dobrze, nie tylko – większość). Kocham, kocham, kocham.
Będę wracać, będę się zachwycać, będę hołdować i z czułością patrzeć na
okładkę. Choć sama do końca nie wiem dlaczego.
Anne Bronte, "Agnes Grey", wyd. MG 2012
Za możliwość poznania tej czarującej historii dziękuję wydawnictwu MG.
Anne Bronte, "Agnes Grey", wyd. MG 2012
Za możliwość poznania tej czarującej historii dziękuję wydawnictwu MG.
Czytałam i również mi się podobała:) Wspaniała książka. Chociaż rzeczywiście w porównaniu do "Jane Eyre" wypada dość słabo;)
OdpowiedzUsuńniedawno ja sobie kupilam i zamierzam orzeczytac, o tak.
OdpowiedzUsuńJestem właśnie w trakcie czytania "Agnes Grey". Od dawna chciałam zapoznać się z twórczością sióstr Bronte i aktualnie zaczynam przygodę z ich powieściami. Na pierwszy ogień poszła Anne, a po niej pewnie sięgnę po książki autorstwa jej sióstr.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie ma tu akcji, fantastycznych zaskoczeń i momentów zapierających dech w piersiach, ale mimo to - podoba mi się. Jednak nie zgodziłabym się do końca z Twoim ostatnim akapitem - często trafiam na recenzje "Agnes Grey" i wszystkie mają pozytywny wydźwięk. ;-)
Interesujące. Okładka powala. Chętnie bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńksiążkę mam w planie, ale tylko dlatego, że cieszy się dużą popularnością wśród blogerów :)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nie mogę się przekonać do twórczości szanownych siostrzyczek... A to za sprawą "Wichrowych wzgórz". Chyba muszę jednak przełamać swoja niechęć i spróbować zmierzyć się z ich pisarstwem :)
OdpowiedzUsuń