wtorek, 18 grudnia 2012

"Agnes Grey"




Już kilkanaście razy zaczynałam pisać o tej książce i wszystkie moje podejścia kończyły się fiaskiem, wielką porażką, ogólną katastrofą. Ta książka nie jest rewelacyjna. Nie jest innowacyjna, nie jest szokująca, nie fascynuje, nie poraża. Jest do bólu zwykła, całkiem bezpretensjonalna. W porównaniu do masowo uwielbianej „Jane Eyre” ta powieść jest zwyczajnie słaba. Nie ma w niej ani obłędnego dżentelmena w stylu Rochestera (choć jakiś jest, nie zrażajcie się, dziewczęta), nie ma tajemnicy ani wielkich intryg. Jednak czuję wręcz moralny imperatyw, by wykrzyczeć wszystkim Przeczytajcie tę książkę! Przeczytajcie!

Tak. Lubię takie historie. Lubię wiktoriański klimat tchnący z każdej strony. Uwielbiam te porządne, ułożone, ale niebywale silne kobiety wykreowane przez siostry Bronte. Nawet moralizatorski charakter, tak znamienny dla Anne, zupełnie mi się przeszkadza, a co więcej, przyciąga.

Fabuła nie wyróżnia się niczym szczególnym. Mamy młodziutką, niezbyt urodziwą bohaterkę - Agnes, która niedostatki w wyglądzie nadrabia pracowitością, siłą charakteru, wiarą i wewnętrznym urokiem.  Panna ta wraz z kochaną rodziną wpada w niemałe tarapaty finansowe. Wyjść z sytuacji jest niewiele, toteż Agnes postanawia zostać guwernantką.  Nasza bohaterka, tak jak większość osób młodych, jest pełna pasji oraz zapału i święcie wierzy w swoje nauczycielskie zdolności. Jednak środowisko, w którym przychodzi żyć i pracować niedoświadczonej dziewczynie, nie jest tak idealne, jak jawiło się w jej wyobrażeniach
Niestety w przypadku naszej drogiej (bo nie da się jej nie lubić) bohaterki sprawdza się stare i znane porzekadło „Obyś cudze dzieci uczył”…

Podobno powieść ta wzorowana jest na życiu autorki. Tenże fakt niezmiernie mnie zadowolił i sprawił, że jeszcze bardziej rozsmakowałam się w lekturze. A rozsmakować się w niej jest nadzwyczaj łatwo, bo jest po prostu… pyszna! Język, jakim posługiwała się Anne kolejny raz mnie urzekł. Cudowny! Kilka razy z rzędu czytałam pojedyncze zdania, analizowałam, zachwycałam się i… zazdrościłam. Bo któż nie chciałby tak pisać?!

„Agnes Grey” na pewno nie jest książką, która podoba się wszystkim. Takie powieści po prostu trzeba lubić. Jestem świadoma faktu, że wiele czytelników po jej lekturze czuła się (lub będzie się czuła) znudzona i rozczarowana. Jednak ja mogłabym czytać tylko takie książki (ekhm, no dobrze, nie tylko – większość). Kocham, kocham, kocham. Będę wracać, będę się zachwycać, będę hołdować i z czułością patrzeć na okładkę. Choć sama do końca nie wiem dlaczego.

Anne Bronte, "Agnes Grey", wyd. MG 2012

Za możliwość poznania tej czarującej historii dziękuję wydawnictwu MG.

6 komentarzy:

  1. Czytałam i również mi się podobała:) Wspaniała książka. Chociaż rzeczywiście w porównaniu do "Jane Eyre" wypada dość słabo;)

    OdpowiedzUsuń
  2. niedawno ja sobie kupilam i zamierzam orzeczytac, o tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem właśnie w trakcie czytania "Agnes Grey". Od dawna chciałam zapoznać się z twórczością sióstr Bronte i aktualnie zaczynam przygodę z ich powieściami. Na pierwszy ogień poszła Anne, a po niej pewnie sięgnę po książki autorstwa jej sióstr.
    To prawda, nie ma tu akcji, fantastycznych zaskoczeń i momentów zapierających dech w piersiach, ale mimo to - podoba mi się. Jednak nie zgodziłabym się do końca z Twoim ostatnim akapitem - często trafiam na recenzje "Agnes Grey" i wszystkie mają pozytywny wydźwięk. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Interesujące. Okładka powala. Chętnie bym przeczytała.

    OdpowiedzUsuń
  5. książkę mam w planie, ale tylko dlatego, że cieszy się dużą popularnością wśród blogerów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja jakoś nie mogę się przekonać do twórczości szanownych siostrzyczek... A to za sprawą "Wichrowych wzgórz". Chyba muszę jednak przełamać swoja niechęć i spróbować zmierzyć się z ich pisarstwem :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga