Lekturę Władcy Pierścieni skończyłam przeszło
dwa tygodnie temu (Kiedy to minęło, doprawdy nie wiem. Ja i Pan Czas
zdecydowanie się nie rozumiemy i trzymamy się – a przynajmniej ja – od siebie z
daleka). Jednakże ciągle błądzę po Śródziemiu i ani myślę się stamtąd wynosić.
Czuję się, jakbym wrosła w tę krainę, zapuściła tam korzenie. Jest mi tam po
prostu dobrze, wśród wspaniałych elfów, entów, kochanych hobbitów (z którymi
nadzwyczaj dobrze się dogaduję) i odważnych, szlachetnych ludzi.
Wracam do moich ukochanych fragmentów (a jest ich całe mnóstwo), układam sobie wszystko w głowie, meczę moich bliskich gadaniną o Tolkienie i całym wykreowanym przez niego świecie, czytam Listy (o te – są cudowne!), oglądam filmy i robię wiele innych bardziej dziwacznych rzeczy. (W tym momencie warto też zaznaczyć, że spełniłam swoje maleńkie marzenie i nabyłam własny, przepięknie wydany egzemplarz tego Wielkiego Dzieła. Jestem wielce kontenta).
Wracam do moich ukochanych fragmentów (a jest ich całe mnóstwo), układam sobie wszystko w głowie, meczę moich bliskich gadaniną o Tolkienie i całym wykreowanym przez niego świecie, czytam Listy (o te – są cudowne!), oglądam filmy i robię wiele innych bardziej dziwacznych rzeczy. (W tym momencie warto też zaznaczyć, że spełniłam swoje maleńkie marzenie i nabyłam własny, przepięknie wydany egzemplarz tego Wielkiego Dzieła. Jestem wielce kontenta).
Kiedy teraz na to patrzę, dostrzegam wielkość klęski. Dzieło wymknęło
mi się spod kontroli i wyprodukowałem potwora: niezwykle długi, złożony, dość
gorzki i przerażający romans, całkowicie nieodpowiedni dla dzieci (jeśli
odpowiedni dla kogokolwiek w ogóle); nie jest to właściwie ciąg dalszy „Hobbita”,
lecz „Silmarilionu” * – pisał Tolkien 24 lutego 1950 roku w liście do
wydawnictwa. I chyba nie wiedział, co pisał, względnie był w okropnym stanie
psychicznym (nie kwestionuję jego genialności, raczej jestem z tych, co
wrzeszczą i wmawiają wszystkim, że Tolkien tym geniuszem jednak był. Po prostu
się pomylił – rzecz ludzka), bo Władca
Pierścieni to dzieło wybitne, nawet w najmniejszym stopniu nieprzytłaczające
swoją objętością i absolutnie doskonałe. Nie bez powodu odniosło tak wielki
sukces, stając się dla części społeczeństwa czymś w rodzaju „drugiej Biblii”.
Wyznawcą Tolkiena
(jak się czasami nazywa jego fanów) może nie jestem, ale osobą zakochaną w jego
wyobraźni, sposobie bycia i, co najważniejsze, w jego pisarstwie, już tak. Nie znam drugiej tak bogatej, zachwycającej
stylem i postaciami powieści. I choć ulubionych książek mam całe mnóstwo, a Władca Pierścieni wcale nie wychodzi
poza szereg, jest to książka jedyna w swoim rodzaju. Taka, którą można czytać
setki razy i za każdym odkrywać coś nowego. Taka, do której nie da się nie
wracać, której się nie zapomina i której cień zapisuje się na zawsze w sercu.
Tolkien stworzył coś
nieprawdopodobnego i fantastycznego, księgę pełną humoru, strachu, przygód. A
przy tym Władca Pierścieni jest aż do
bólu realistyczny, pokazujący kondycję współczesnego świata. Na kartach
powieści odnajdywałam siebie, czasami zagubioną, przytłoczoną ciężarem
pierścienia, a czasami pełną prostej, hobbickiej radości, łaknącą wygód, smacznego
jedzenia i świętego spokoju. I mimo, że Autor stronił od alegorii, jego dzieło
jest niezwykle głębokie i… przesycone wartościami chrześcijańskimi.
„Władca Pierścieni” jest oczywiście zasadniczo dziełem religijnym i
katolickim; początkowo niezamierzenie, lecz w poprawkach świadomie.**
Nie pozostaje mi nic
poza wdzięcznością skierowaną do Tolkiena.
Cieszę się, że był taki człowiek jak on i powołał do życia tak wspaniałą
historię, wraz z bohaterami, których w większości ogromnie kocham, elfickimi
pieśniami, hobbickimi, żywymi piosenkami, językami, wszelkimi
niebezpieczeństwami… Dziękuję. Tylko tyle.
J. R. R. Tolkien, "Władca Pierścieni", wyd. Muza (wyd. trzytomowe), 2002, tł. Maria Skibniewska
(Od wczoraj czytam fragmenty w wydaniu jednotomowym - Muza, 2012)
* J. R. R. Tolkien - "Listy", wyd. Prószyński i S-ka, str. 227
** J. R. R. Tolkien - "Listy", wyd. Prószyński i S-ka, str.282
Po takiej recenzji, po takiej namowie, chyba będę w końcu musiała się przekonać (kiedyś próbowałam) i za jakiś czas zabrać za to dzieło.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie każdemu pisarstwo Tolkiena podejdzie. Ale myślę, ze warto spróbować się z nim zapoznać :)
UsuńTen uśmieszek ma oznaczać: "A ta dalej o tym samym..."? ;p
OdpowiedzUsuńGenialny autor i genialne powieści.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się zgadzam :)
UsuńJakoś nie mogę do Tolkiena się przekonać, choć ekranizacja trylogii bardzo mi się podobała
OdpowiedzUsuńWarto spróbować. Tolkiena zdecydowanie da się lubić, ale, jak wiadomo, są gusta i guściki :)
UsuńJa niestety nie skończyłam lektury "Władcy pierścieni"... Utknęłam gdzieś w drugiej połowie książki, ale może kiedyś do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńWielu osobom nie podoba się dość patetyczny styl Autora, opisy itp. itd. Ale chyba warto dać drugą szansę tej powieści :)
UsuńJakże ja marzę o tym wydaniu! Koniecznie muszę nabyć Władcę Pierścieni, bo jak czytam te pozytywne recenzje, te słowa wyrażające zachwyt i uznanie dla autora to serce mi się kraje, że ja jeszcze do świata Śródziemia nie weszłam... Szalenie Ci zazdroszczę, że Ty już znasz tę historię, już o wszystkim wiesz. Pozostaje mi tylko wygrzebać pieniądze z portfela i lecieć do najbliższej księgarni (właśnie, skoro mowa o zakupach: masz może miejsce, godne polecenia gdzie najlepiej kupić WP?).
OdpowiedzUsuńA najbardziej interesują mnie te "wartości chrześcijańskie" - bo takie książki warto czytać, bo... coś przekazują, czegoś uczą, a czasami nawet zmieniają życie.
Aniu, ja kupiłam w Empiku. I nie wiem, czy jest jakaś promocja, czy coś w tym stylu, ale zapłaciłam 20 zł mniej niż powinnam :) (czyli 54 zł). A wydanie jest prześliczne, choć okładka lubi się brudzić :)
UsuńWartości chrześcijańskie są ukryte, ale są. I przy odkryciu, zachwycają.
Geniusz w najczystszej postaci :) niepotrzeba mówic nic więcej :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
Usuńpamiętam, jak daaaawno temu sięgnęłam po te książkę i ledwo zaczęłam, a już mnie nudziła :( może zrobię 2gie podejście ;)
OdpowiedzUsuńIle ludzi, tyle gustów :) Wiele osób narzeka, że WP jest nudny. Ale myślę, że warto spróbować jeszcze raz :)
UsuńZachwyciłam się pierwszą częścią, kolejne jednak przytłoczyły mnie ilością bitew. Nie mniej jednak doceniam wyobraźnię i talent Tolkiena, i chylę przed jego geniuszem czoło.
OdpowiedzUsuńNaprawdę?! Ja uwielbiam opisy bitew :) A o bitwie pod Helmowym Jarem mogę czytać tysiące razy :)
Usuń,,Władcę..." na pewno kiedyś przeczytam, bo lubię twórczość Tolkiena.
OdpowiedzUsuńI uwielbiam wątki chrześcijańskie w książkach fantastycznych. Miałam niezłą zabawę w odnajdywaniu ich w Narnii. :)
Tylko Narnia jest czystą alegorią, tam wszystko jest praktycznie wiadome (np. Aslan - Chrystus). W WP alegorii nie ma, ale ta powieść aż emanuje wartościami chrześcijańskimi. I odkrywanie tych wartości to też świetna zabawa :)
UsuńPoza ekranem z Tolkienem nie miałam do czynienia, ale jestem przekonana, że kiedyś nadrobię, może uda się w tym roku, kto wie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKsiążka jest zdecydowanie lepsza od filmów. Choć filmy też robią wrażenie :)
Usuńksiążek nie czytałam, może kiedyś, ale lubię ekranizacje zwłaszcza cz.3 :)
OdpowiedzUsuńTo polecam książkę z całego serca :)
UsuńUwielbiam twórczość Tolkiena. Czytałam póki co jedynie "Władcę pierścieni" oraz "Hobbita", ale wiem, że na tym nie skończę swojej przygody z jego dziełami :)
OdpowiedzUsuńJa też przeczytałam dopiero "Hobbita" i "WP". I jestem w trakcie "Listów" (bardzo polecam - kumiko.pl - 25 zł -!!!). Planuję zapoznać się z resztą jego dzieł jak najszybciej (na pierwszy rzut idzie oczywiście "Silmarilion") :)
UsuńRaczej uśmiech sympatii. Do książki, Autorki bloga i Autora książki;)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńMasz rację Kingo są gusta i guściki. Ja należę do tych osób, które Tolkenowskiej twórczości nie lubią.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że dawniej bardzo się zdziwiłam, gdy usłyszałam, że ta seria (nie trylogia - już zapamiętałam, bo znajomy strasznie się złościł, gdy ktoś nazywał WP trylogią :D) po pierwsze miała być kontynuacją Hobbita, który przecież powstał jako powieść dla dzieci, a po drugie - że podobno można w niej znaleźć elementy chrześcijańskie. Teraz, gdy lepiej znam biografię Tolkiena (głównie dlatego, że przyjaźnił się z Lewisem :)), to wszystko wydaje mi się być całkiem jasne i bardzo żałuję, że jeszcze nie czytałam Władcy... no ale wszystkie tomy czekają już na półce i mam nadzieję, że będę podobnie zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie tę książkę z tego wydawnictwa oglądałam dziś, ja mam od kilku lat inną, jednak nie w tym rzecz, "Władca pierścieni" to lektura ponadczasowa i jedyna w swoim rodzaju, wcale się nie dziwię, że nie chcesz opuszczać Śródziemia, ja też nie miałam na to ochoty. Na ogół nie czytuję fantastyki, jednak Władca pierścieni to absolutna klasyka i jedna z najwspanialszych czytelniczych przygód mojego życia
OdpowiedzUsuńpozdrawiam