czwartek, 28 marca 2013

Frywolitki



Ostatnio wychodzę z założenia, że dobra książka ma być przyjemna. Musi mi sprawiać radość, musi cieszyć samą swoją obecnością i uświadamiać, że mimo wszystko (mimo mojego lenistwa, odporności na wiedzę i chronicznego zmęczenia) jestem wymagającym, porządnym Czytelnikiem Z Prawdziwego Zdarzenia, który nie przyjmuję infantylnych opowiastek, czy pseudointelektualnej literackiej papki (to, co niektórzy robią z literkami i słowami, jest karygodne!). O mnie się dba, mnie się szanuje i poważa. Karmi się mnie nienachalną mądrością i życzliwością. Tak, moi drodzy. Uczniowie – wymęczeni, wiecznie niemający wolnego czasu i energii, zmuszani do wkuwania podręczników na pamięć, są czytelnikami pod ścisłą ochroną. (Zupełnie jak dzieci). Prawną.  Autorzy, którzy z lubością napychają uczniowskie głowy mnóstwem niepotrzebnych zagadnień, którzy nie potrafią docenić piękna, a ich warsztat pisarski wręcz błaga o litość, powinni być surowo karani. Analogicznie, autorzy pełni ciepła, wykazujący się erudycją i dobrym smakiem, obdarzeni literacką wrażliwością, powinni być sowicie nagradzani. 

Gdyby ode mnie to zależało, pani Małgorzata Musierowicz aktualnie pławiłaby się w luksusie i posiadała wszelkie możliwe nagrody. To jest pisarka szanująca czytelnika. Ba! Zaprzyjaźniona z czytelnikiem. Ona nie tylko doskonale operuje piórem i nadaje słowom niebywałą lekkość, ale jest nadzwyczajnym, mądrym i sympatycznym Człowiekiem. A ja lubię przebywać z takimi ludźmi. Nie mam takiej możliwości, by poznać osobiście panią Małgorzatę. Jednak są książki, w których odkrywa ona część siebie i autentycznie mówi do spragnionego ludzkiej dobroci czytelnika. I chyba najwięcej pani Musierowicz jest we Frywolitkach – krótkich, uroczych felietonach, pojawiających się niegdyś na łamach Tygodnika Powszechnego.

To się dopiero czyta! Początkowy plan był taki: codziennie, przed snem, jeden felieton. Jak na lekarstwo. I tak było. Przez dwa dni. Później była długa przerwa, okres, w którym próbowałam zrozumieć fizykę i nauczyć się wszystkich „bardzo potrzebnych rzeczy”, aż w końcu przyszły trzy dni bez sprawdzianów, kartkówek i odpytywań. Czytelnictwo ruszyło z kopyta, dwa tomy pełne frywolitek przeczytały się jakby same. Hurtowo. 

Jak na porządne felietony przystało, frywolitki traktują o książkach. I to nie byle jakich, a jedynie tych, które są warte polecenia. Pani Małgorzata opowiada o Elizie Orzeszkowej, Bolesławie Prusie, Aleksandrze Fredrze, Joannie Papuzińskiej, Małgosi Baranowskiej, Jane Austen i o wielu innych wspaniałych autorach. Opowiada również o rzeczach przyjemnych i pięknych: o ogrodnictwie, różach, teatrze, muzyce, listach – codziennych radościach. Ona wydobywa piękno i dobro na powierzchnię, pokazuje cudowne aspekty życia, uczy ciekawości świata i udowadnia, że są jeszcze na świecie ludzie pełni ciepła i zwykłej ludzkiej życzliwości. A przy tym cały czas oscyluje wokół tematu literatury, podstawiając pod nos smakowite tytuły.  

Słowem: lubię książki, lubię Frywolitki, i lubię panią Musierowicz. Lubię też teksty, które powstały z autentycznej pasji autora. Do Frywolitek pewnie wrócę nie raz, a Wam polecam zapoznać się z tymi uroczymi felietonami.

Małgorzata Musierowicz, "Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałam książkę!!!", wyd. Akapit Press, 1997
"Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałam książkę!!! 2", wyd. Akapit Press, 2000

12 komentarzy:

  1. Po takim wstępie sądziłam, że napiszesz wręcz cos przeciwnego :)
    Musierowicz lubię, aktualnie czytam Jeżycjadę, ale i po inne książki tej autorki też sięgam, a Frywolitki czekają grzecznie na półce. Po takiej recenzji już się nie mogę wręcz doczekać, kiedy znajdę trochę czasu, abym mogła po nie sięgnąć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje tylko życzyć miłej lektury :) Jeśli lubisz Jeżycjadę, Frywolitki także powinny Ci przypaść do gustu.

      Usuń
  2. Czytałam kiedyś Frywiolitki, ale wtedy jeszcze nie rozumiałam za bardzo o co w nich chodzi, ponieważ tych lektur, które autorka przytaczała nie znała. Teraz jednak bardzo chętnie zobaczyłabym je u siebie na półeczce! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś próbowałam czytać Frywolitki, ale zupełnie nie potrafiłam się w nich odnaleźć po Jeżycjadzie. Na felietony o literaturze trzeba mieć odpowiedni nastrój. Bardzo lubię i cenię Małgorzatę Musierowicz, więc chętnie zrobię drugie podejście do dwóch powyższych książek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście trzeba mieć nastrój. I coś do pisania przy sobie, by zapisywać te wszystkie tytuły :D

      Usuń
  4. Czytałam kiedyś kawałek (cyba około 60-70 stron z tego co pamiętam) pierwszej części "Frywolitek". Niestety nieskończone wróciły do biblioteki i to nawet nie dlatego, że mi się nie podobały. Jakoś tak wyszło. Mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś przeczytam chociaż pierwszą część, bo pamiętam, że ciepło z jakim pisała Małgorzata Musierowicz we "Frywolitkach" było niezwykłe. I ta miłość do literatury...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, miłość do literatury leje się tam hektolitrami. Pewnie dlatego tak dobrze się czyta te felietony :)

      Usuń
  5. Jak uwielbiam Frywolitki, tego chyba nie muszę mówić, prawda? Niedługo do nich sobie wrócę, przynajmniej do wybranych felietonów (mój ulubiony, o "Śmierci pięknych saren"). I zakupię sobie wreszcie dwa kolejne tomy (bo trzy są, prawda?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, Mery, Ty nie musisz mówić, że uwielbiasz :) Ten felieton o "Śmierci pięknych saren" też lubię, ale do moich najulubieńszych należy ten o autystycznym Dietmarze oraz o Joannie Papuzińskiej i "Darowanych kreskach".
    I owszem, tomy są trzy, ale moja biblioteka posiada tylko dwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o Darowanych Kreskach uwielbiam (zresztą, samą książkę również;)) i jeszcze o "Na plebanii w Haworth". Ale czego ja tam nie lubię ;)

      Usuń
  7. Lubię Musierowicz, ale Frywolitek jeszcze nie czytałam :) muszę to zmienić, a akurat co do tej autorki mam pewność, że jej książki będą w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga