czwartek, 4 kwietnia 2013

Miłość nosi błękitną sukienkę


Była typową panienką z dobrego domu. Ułożona, naiwna, zamożna i śliczna jak z obrazka. Opływała w dostatki, miała kochającą rodzinę. I wtedy spotkała jego. Błękitna sukienka, sekretne liściki, namiętność, upojne uczucie niepozwalające zasnąć. Romantyczny poryw serca zawładnął nią całkowicie. Liczył się tylko On – biedny, lecz utalentowany, z kieszeniami pełnymi perspektyw na świetlaną przyszłość, czuły, rozbrajający szczerością i poczuciem humoru. Słowem, idealny. Do czasu.

Ona to Dorothea – nieśmiała, delikatna, nieporadna, trochę głupiutka. On to Alfred Gibson – Jeden Jedyny, Wielki Pisarz uwielbiany przez publikę i ceniony przez krytykę.
Początkowo byli parą doskonałą. On miał despotyczny charakter i narzucał swoją wolę, ale przy tym był uroczy i fascynujący. Zakochani w sobie bez pamięci na pierwszy rzut oka idealnie się dopełniali. On pisał i zbierał oklaski, Ona cicho mu towarzyszyła i wspierała go w trudach.

Sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie. Romantyczna, młodzieńcza miłość gdzieś umknęła, Gibsonowie się pogubili. Zostali sami i oddaleni, każde na swój sposób, każde cierpiące. 

Ta książka to nieśpiesznie snuta opowieść, to zbiór wspomnień, próba uporządkowania bardzo silnych uczuć i emocji. Dorothea opowiada, z nutą goryczy, ale i kobiecym wdziękiem oraz delikatnością. Gdzieś dostrzegamy nostalgię, przeraźliwą tęsknotę do czasów, które już odeszły, do Alfreda Gibsona, którego już nie ma. Gdzieś tli się jeszcze płomyk miłości, nikły, bo podtrzymywany przez tylko jedną osobę. Przez dziewczynę w błękitnej sukience – inną, lecz ciągle tę samą.
A Dorothea wciąż opowiada, przeskakując z tematu na temat, z wspomnienia na wspomnienie. Rozgrzebuje przeszłość, analizuje, wyciąga wnioski. A przy tym obnaża siebie i nakreśla obraz człowieka, którego kochała i… kocha nadal. Mimo krzywd, mimo raniącej obojętności, mimo nieczułości i starannie zatuszowanej hipokryzji. W końcu Jednemu Jedynemu wybacza się wszystko. Zawsze.

My, Zaprawieni Czytelnicy, z uwagą słuchamy opowieści już starej, zmęczonej i nieładnej kobiety. Uśmiechamy się lekko – współczująco i pokrzepiająco, jakbyśmy chcieli pocieszyć. Prosimy o więcej, jednocześnie czując dziwne deja vu. Bo przecież skądś znamy tę historię, ona nie jest nowa, jest znana. Po chwili już sami kreślimy sobie obraz pewnego małżeństwa, uświadamiamy sobie pewne sprawy – trochę z bólem, trochę ze zdziwieniem. Dorothea okazuje się być Catherine, Alfred Charlesem. Już nie Gibson, a Dickens, nie Edward, a Oliver, nie Amy, a Dorrit.

Tu są emocje, tu są postacie. Nie ma miejsca na opisy dziewiętnastowiecznego Londynu, nie ma specyficznego klimatu. To się nie liczy. Liczy się tylko On i Ona. 

Ta opowieść inspiruje, nakłania do dalszych poszukiwań. Bo temat wcale nie został wyczerpany. Ta powieść nie jest biografią. Jest zbiorem pewnych rzeczywistych wydarzeń, lecz upiększonych i zmodyfikowanych. Przedstawia jednak realne sylwetki znanego pisarza i jego żony, skłaniając nas, Czytelników, do myślenia. I choć książka bez żadnych wątpliwości wlicza się do kategorii tzw. „czytadeł”, to trzyma naprawdę wysoki poziom, wyróżniając się spośród innych przedstawicieli „lekkiej, niezobowiązującej literatury”.

Gaynor Arnold, "Dziewczyna w błękitnej sukience", wyd. Znak, 2012

Zainteresowanych zachęcam do przeczytania tego, bardzo ciekawego eseju na temat życia Charlesa i Catherine Dickens. 

17 komentarzy:

  1. Zwróciłam uwagę na tę ksiązkę, gdy zobaczyłam okładkę - niebieski to mój ulubiony kolor, nie mogłam więc przejść wobec niej obojętnie:) Ciekawi mnie ta historia, dlatego cieszę się, że polecasz - mam nadzieję na dobrą lekturę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebieski jest także moim ulubionym kolorem :) Okładka rzuca się w oczy - to fakt. Ale trochę za dużo na niej wszystkiego. I sukienka jakoś mało dziewiętnastowieczna :P
      Polecam, choć czasami lektura mnie irytowała. Ale czyta się błyskawicznie i w ostatecznym rozrachunku jest bardzo przyjemne i całkiem sprawnie napisana. Odprężyć się można, ale i zastanowić. Moja koleżanka, która pożyczyła mi tę książkę, mówiła, że po przeczytaniu nie mogła dojść do siebie przez kilka dni.

      Usuń
  2. Okładką była pierwszym elementem, który przyciągnął moją uwagę do tej książki. Miałam nadzieję na dobrą powieść i z tego co piszesz zapowiada się własnie taka powieść. Na pewno ją przeczytam przy najbliższej okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się zachęciłam i mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

      Usuń
  3. Okładka rzeczywiście przepiękna i zwraca uwagę. Jednak recenzja bardziej podoba mi się od szaty graficznej. Piszesz wprost cudownie. Czy zachęciłaś mnie do lektury? Owszem. Uwielbiam historie o prawdziwej miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, aż spąsowiałam i urosłam jakieś pół metra :) Dziękuję Ci bardzo, to niezwykle miłe.
      Okładka przyciągająca, choć według mnie trochę przesadzona. I tak, to historia o prawdziwej miłości. Szkoda tylko, że jednostronnej...

      Usuń
  4. Okładka rzeczywiście ładna. Lubię chłodne kolory. Tylko przedobrzyli z napisami.
    Wątki miłosne są ciekawe, ale męczy mnie, gdy wszystko kręci się wokół danej pary. ,,Nie ma miejsca na opisy dziewiętnastowiecznego Londynu" - co? opis danego miejsca musi być! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, napisów jest za dużo. I wcale nie zachęcają, mnie Grażyna Wolszczak oraz Anna Popek raczej nie przekonują.

      Opisów nie było, nad czym trochę bolałam, ale później się przyzwyczaiłam. Kilka lakonicznych wzmianek, nic więcej. Autorka skupiła się na przedstawieniu tych dwóch postaci oraz ich bliskich (choć tych w dużo mniejszym stopniu). Jednak mimo wad, książkę czyta się naprawdę wspaniale (tym bardziej, że leczyłam nią "kaca książkowego" i czytelniczy kryzys), niesamowicie wciąga.

      Usuń
  5. Już od dawna mam ochotę na tę książkę, ale jakoś do tej pory nie miałam okazji jej przeczytać :) mam nadzieję, że wkrótce wpadnie mi w ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja też mam nadzieję. Książka warta przeczytania :)

      Usuń
  6. Samo spojrzenie na okładkę i już jestem zauroczona *-*
    Nabrałam już wcześniej chrapki na tę książkę, a gdy dowiedziałam się dodatkowo, że to historia małżeństwa Dickens, to moją jedyną myślą było: "Muszę mieć tę książkę, muszę mieć tę książkę!".

    I zgadzam się z komentarzem Chmurki. Naprawdę piękna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy się tą okładką zachwycają... Choć Dickens jest tu chyba najbardziej zachęcający. :)

      Bardzo Ci dziękuję.

      Usuń
  7. Wiem, że nie lubisz tgo typu zabaw, ale nominowałam Cię do Liebster Award. Mam nadzieję, że się skusisz i odpowiesz na 11 pytań :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Recenzja jest po prostu świetna ! strasznie mam ochotę przeczytać tę książkę, wydaje się całkiem w moim guście. ;)

    zapraszam: http://studnia-pelna-ksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. :)

      Już zaglądam. :)

      Usuń
  9. zostałam skuszona:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga