środa, 10 lipca 2013

Orzeł, który przebudzi królestwo... ("Korona śniegu i krwi" E. Cherezińska)




„Pierścień, który zmyje klątwę…
Miecz, który skłóci śmiertelnych… 
Orzeł, który przebudzi królestwo…”

Rozbicie dzielnicowe. Miliony dat i imion książąt. Wkuwanie dzielnic, ten dostał to, a tamten tamto. Piastowie odlegli, widniejący gdzieś w obszernych podręcznikach, zagubieni w gąszczu wydarzeń, mylący się ze sobą. Setki Bolesławów, którzy nieustępliwie nie chcą wejść do głowy i ułożyć się w odpowiednich szufladkach. Rozbicie dzielnicowe – dziwny, niezrozumiały okres, czas pełen białych plam.
Nuda, nuda, nuda. 

Na pomoc przyszła książka, która miała rozjaśnić nieco w głowie, ubrać rozbicie dzielnicowe w kolorowe szatki i przystępnym językiem wyjaśnić co, kto, jak i dlaczego. Przy tym miała ta książka być pasjonującą lekturą, w końcu zachwyty wręcz wylewają się z blogów i portali książkowych.
Byłam zdziwiona, zirytowana do granic możliwości, straszliwie zawiedziona. Początki były trudne. Tak, jak przy omawianiu tego okresu w historii Polski na lekcjach nie wiedziałam, o co chodzi, tak samo nie wiedziałam, o co chodzi, czytając tę książkę. Bolesławowie dalej mienili się w oczach (naprawdę musiało być ich aż tyle?! Krzywousty, brat Leszka, Wstydliwy, Pobożny, Kujawski, Mazowiecki, Rogatka…), fabuła ciągnęła się jak guma do żucia, jakaś Starsza Krew coś spiskowała, wszyscy bohaterowie mnie odrzucali. Co to w ogóle jest?! Co to za książka?! – krzyczałam w myślach ze skwaszoną miną. Chciałam odłożyć, rzucić, nie czytać tej poplątanej, nudnej powieści, liczącej (o zgrozo!) 717 stron. Już po stu byłam wymęczona. 

Całe szczęście jestem uparta i zaczęte czynności/projekty/książki zazwyczaj kończę. Czytałam więc , brnęłam cierpliwie i zdecydowanie, tak zdecydowanie, że nie zauważyłam nawet, iż książka pochłonęła mnie bez reszty. Przewracałam kartki coraz zachłanniej, coraz bardziej trzęsącymi się dłońmi. Wchodziłam w ten świat, w Polskę w czasach średniowiecza, gdzie Piastowie toczyli ze sobą nieustające wojny, gdzie na początku dziennym były otrucia, bratobójstwa, intrygi i walki o skrawek ziemi. Ja tam byłam. Wszystko nagle zaczęłam rozumieć, nawet nieszczęsnych Bolesławów odróżniałam od siebie. A i bohaterów pokochałam, przywiązałam się do nich, przysięgłam im wierność, cokolwiek zrobią, cokolwiek się stanie. W tej książce nie ma głównej postaci, świat poznajemy z perspektywy kilkunastu całkowicie różnych od siebie ludzi. Mimo to na pierwszy plan wysuwa się niepokorny Przemysł II, sierota, młody książę podporządkowany swojemu stryjowi (Bolesławowi rzecz jasna) i od tego podporządkowania pragnący się uwolnić. Przemysł najpierw trochę nieodpowiedzialny, szaleniec, młody, butny chłopak, później człowiek szlachetny, oddany, zdecydowanie dający się lubić. A jak mowa o Przemyśle, trzeba koniecznie wspomnieć o jego Czterech Wichrach, lojalnych, gotowych oddać życie za swojego księcia i siebie.

Mamy więc braterstwo, mamy walkę, spiski, konflikty. Mamy też trochę humoru i wspaniale przedstawione życie codzienne. Uczty, turnieje, pijackie spotkania. Wszystko opisane w sposób niebywale wciągający, językiem współczesnym, przystępnym i prostym, lecz nie prostackim. Cherezińska nie używa wzniosłych metafor, jest daleka od poetyckiego języka, ale pióro ma sprawne, słowem operuje w sposób znakomity, czerpiąc z bogactwa językowego. Ta książka fascynuje, ten świat wchłania czytelnika.

Cherezińska przedstawiła okres rozbicia dzielnicowego w mistrzowski sposób. Wprost, z rozbrajającą wręcz szczerością, z pasją, której można tylko pozazdrościć. Historia, i to historia świetnie wyłożona jest największym atutem tej książki, a zarazem jej największą wadą. Autorka dba o wszelkie szczegóły, kurczowo trzyma się faktów. Nie tworzy swoich wariacji na temat rzeczywistych wydarzeń, a opowiada nam historię taką, jaką rzeczywiście była (tak, Kinga, w czasie czytania i tuż po, przejrzała Wikipedię wzdłuż i wszerz i posprawdzała, czy wszystko się zgadza). To trzymanie się rzeczywistości może być też wadą, bo przecież wiadome jest, jak to wszystko się skończy, historycy wiedzą, co powinno się stać i co się w końcu stanie. 

„Korona śniegu i krwi” nie jest jednak książką stricte historyczną. Autorka wplotła w fabułę elementy fantasy – ludzi Starszej Krwi ukrytych w lasach i oddający cześć Trzygłowowi oraz Mokoszy, żyjące zwierzęta herbowe, tajemnicze, przerażające demony. Książka na tym nie traci, staje się bardziej polska, bardziej klimatyczna, bardziej słowiańska. Wcale nie przeszkadza księżna Kinga, pochodząca jakby z innego świata, roztaczająca woń kwiatów, czy Mechtylda Askańska parająca się czarną magią. To wszystko ubarwienie, ubarwienie bardzo przyjemne i ciekawe.

W tej książce jest wszystko, kawałek świata, duża część historii, która, niegdyś nudna, stała się fascynująca. Powieść nie jest bez wad, lecz przy takich blaskach wady nie mają znaczenia, znikają niepostrzeżenie bez zwracania na nie uwagi.  Tę książkę trzeba przeczytać, poznać Jakuba Świnkę, wpływowych Zarembów, kłótliwych Piastów (Nie daj Boże zjazd piastowski!), naszą polską historię, która przy pierwszym spotkaniu wydaje się nieciekawa i totalnie pokręcona, w wydaniu Cherezińskiej staje się czymś pasjonującym.

Elżbieta Cherezińska, "Korona śniegu i krwi", wyd. Zysk i S-ka, 2012

7 komentarzy:

  1. ja sama nie lubiłam się uczyć o rządach dynastii Piastów, ani o rządach elekcyjnych, chociaż historia to mój konik. Nie wiem czy sięgnę po książkę, nie przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałem o tej książce, nawet miałem ochotę przeczytać :) A Ty mi przypomniałaś, że muszę to zrobić szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po niedawnej maturze z historii chyba spasuję ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę sobie tę książkę kupić. Po prostu muszę ją przeczytać! Muszę! To postanowione. W końcu rozbicie dzielnicowe nie za bardzo mi idzie na historii.
    Pozdrawiam!
    http://art-forever-in-my-mind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie zapoznałabym się z tą książką :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś mnie. Właśnie szukałam książki, która bardziej przybliżyłaby mi tamten okres czasu, gdyż praktycznie wszystkie te wydarzenia mocno mi się myliły. Cieszę się, że taka powieść powstała. Z przyjemnością ją przeczytam. Przez te pierwsze 100 stron postaram się przebrnąć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ładnie. Naprawdę ładnie się zapowiada. I kiedyś zapewne wreszcie po nią sięgnę. Na razie na półce i przy stoliku zbierają się jedynie książki wspomnieniowe, coś samotniczego. I nic nie mogę na to poradzić...;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga