„Cienista dolina” nie była dla mnie czymś nowym, była raczej
przypomnieniem, kolejnym wglądem w życie i umysł postaci, którą kocham całym
sercem. Była to więc niemała przyjemność, ale także powrót do smutku. Trudno
nazwać ten film innowacyjnym, nie można określić go słowem zaskakujący, bo czym
on miał zaskoczyć? Od dawna znam historię Lewisa, jego dojrzewanie, zmaganie
się z bólem i cierpieniem oraz jego poznanie prawdziwej miłości. Od dawna znam
Lewisa przez jego książki, biografie, czy listy Tolkiena, nie dowiedziałam się
więc niczego nowego, mogłam jedynie porównać swoją wizję z wizją reżysera oraz
Hopkinsa, który wcielał się w mojego ukochanego Jacka. Mimo wszystko warto było
obejrzeć „Cienistą dolinę”. W końcu miło jest zobaczyć ulubione historie na
ekranie, już jakby zmaterializowane. A miłość Jacka i Joy, życie pewnego
oxfordzkiego profesora zdecydowanie do nich należy.
Udała się ta mieszanka Narnii, „Smutku” i „Problemu
cierpienia”. Kilka zdań, które czytałam nie raz, nie dwa, wchodzenie do starej
szafy wypełnionej futrami, krótka rozmowa o czytaniu, niebo i poszukiwanie
Złotej Doliny… Nie wiem, jak mogłabym tego nie docenić. Do tego wszystkiego wspaniałe
aktorstwo Anthony’ego Hopkinsa (C. S. Lewis) i Debry Winger (Helen Joy Gresham)
oraz świetne role małego Josepha Mazzello jako Douglasa oraz Edwarda Hardwicke
jako Warniego. Nie było możliwości, bym „Cienistej doliny” nie pokochała, choć
przecież można było lepiej, dłużej, dokładniej.
Jest, jak jest, a jest naprawdę pięknie.
Jest, jak jest, a jest naprawdę pięknie.
"Nie chcę być
gdzieś indziej. Nie czekam na to, co się stanie, co się wyłoni za zakrętu lub
wzgórza. Jestem tutaj i to wystarczy".
Cudownie było to zobaczyć, posłuchać rozmów z Joy,
przyjaciółmi i Warniem, ujrzeć Lewisa, który uczy, robi herbatę, kocha, cierpi,
przytula. Nie jest to szczególnie dynamiczny film, jest raczej złożony z
prostych, chwytających za serce scen. Wiele rozmów składa się na „Cienistą
dolinę”, wiele uczuć i emocji, a gdzieś w tle ciągle jest Jack, profesor z
nieustępliwym uporem mówiący o wartości cierpienia, o megafonie Boga, o wierze
i miłości. Dziecko musiało jednak ustąpić mężczyźnie, na tle się nie skończyło
i twórcy pokazali nie tylko piękną historię miłosną, ale także przemianę
Lewisa, okres, w którym, jak sam pisał, jego niby stabilna, silna wiara
rozsypała się jak domek z kart. Okres, gdzie nasz profesor z teoretyka stał się
praktykiem.
Kocham więc „Cienistą dolinę” i cieszę się z niej ogromnie. Trochę
żal, że wśród grona przyjaciół Jacka zabrakło Tolkiena, nie pojawił się również
starszy syn Joy – David, ale czym są te drobne zastrzeżenia, gdy my, widzowie,
przypadkowi lub nie, dostaliśmy obraz tak wyważony, doskonale skomponowany i
nadzwyczaj poruszający, mimo że dla widzów nieprzypadkowych znany?
I cieszę się, że w końcu ktoś wypowiedział to, co od lat błąka
się po mojej głowie, czasami się przypominając i wywołując uczucie bezsilności.
Tym bardziej, że ten ktoś jest też kimś mi bardzo drogim.
„ - Czasami złości
mnie to, że ludzie po prostu nie mogą być…
- Kim?
- Po prostu przyjaciółmi.”
- Kim?
- Po prostu przyjaciółmi.”
Ale na początku musi być „Smutek”.
Bez wątpienia muszę obejrzeć, dzięki za podpowiedź!
OdpowiedzUsuńOch. planuję, od dłuższego czasu, jednak jeszcze czas Smutku nie nadszedł. Ogólnie czas Lewisa na razie sobie poszedł, nie przekonała mnie kompletnie jedna z jego książek, więc teraz czekam na zmiany. Albo po prostu przeczytam jeszcze raz cudowne "Zaskoczony radością"...
OdpowiedzUsuńWidziałam "Cienistą dolinę" - to był bardzo ciekawy seans, zwłaszcza że nie znam dobrze biografii C.S Lewisa.
OdpowiedzUsuńI teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zagłębić się w jego twórczość. Tylko jeszcze nie wiem od czego zacząć :)
Jejuś, nie miałam pojęcia, że Lewis kumplował się z Tolkienem. W sumie niewiele się zastanawiałam nad ich życiem. Chyba muszę to zmienić.
OdpowiedzUsuńWyczuwam bratnią duszę, uwielbiam Tolkiena, jego twórczość i cały świat, który stworzył, przeczytałem wszystko co napisał, w osobnej zakładce mam otworzone wszystkie Twoje posty, które dotyczą Tolkiena i Śródziemia - i czytam, i czytam...
OdpowiedzUsuńOczywiście dodaję Cię do obserwowanych, na blogrolla i zapraszam na mój nowy blog:
http://kamilczytaksiazki.blogspot.com
Nie sądzę, żeby film przypadł mi do gustu, mimo pozytywnej opinii. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com