Z filmami czy książkami o wojnie jest tak, że nie da się ich
skrytykować. Czy to wspomnienia Anny Szatkowskiej z Powstania Warszawskiego,
czy pamiętnik Białoszewskiego, Złodziejka książek, czytany teraz przez mnie
Dziennik Anne Frank, Pianista, Lista Schindlera, Dzieci Ireny Sendlerowej,
jakikolwiek film, jakakolwiek książka – zawsze robi wrażenie. To nie musi być
wcale dobrze napisane, nakręcone i zagrane. Może niektórzy potrafią wykrzesać z
siebie odrobinę obiektywizmu, spojrzeć na dane dzieło nie przez pryzmat wojny,
ogromu cierpienia, ale jego jakości, sztuki, popatrzeć z pewną dozą rozsądku,
krytycznie, wchodząc w szczegóły. Ja tak nie umiem, choćbym nawet się starała,
bo zawsze błąkają się po mojej głowie te same pytania, ten sam smutek, te same
myśli. To nie było wcale dawno. I jak potrafię zrozumieć bohaterstwo, do
którego nie wiem, czy byłabym zdolna, nie potrafię zrozumieć okrucieństwa.
Zawsze boli tak samo.
Jak więc krytykować coś, co pokazało, że zawsze można wybrać, dobro lub zło, a
przy tym pierwszym zapłacić nawet zbyt wysoką cenę? Jak oceniać coś, w czym jest
tyle strachu, cierpienia, ale też zwykłej radości, zwykłego życia fajnych
chłopaków i fajnych dziewcząt, dobrych ludzi czasem poukrywanych, trochę
niewidocznych na pierwszy rzut oka? I naprawdę nie mogę powiedzieć, że nie, nie
lubię, nie podobało mi się, mam gdzieś, nie obchodzi mnie.
Bo w sumie nie przepadam za „Kamieniami na szaniec”. Moja
ukochana polonistka w gimnazjum mówiła, że to jedna z najlepszych lektur,
wiecie, młodzież ją kocha, jest inna od nudnych „Krzyżaków”, jest tam przyjaźń,
walka, siła, które stają się bliższe dla gimnazjalistów. A ja doczytałam do
końca, bo mi kazali, oddałam Szarym Szeregom to, co do nich należało,
doceniłam, ale nie pokochałam.
Poszłam do kina ze średnią znajomością książki – czytałam dawno, nigdy nie była dla mnie bardzo ważna – szczegółów nie pamiętam. To chyba nawet lepiej dla filmu, bo nie mam pretensji o zmiany, nawet pominięcie Alka mnie jakoś bardzo nie przejęło, błąkające się dziewczyny tym bardziej. W końcu chłopcy z Szarych Szeregów nie zajmowali się jedynie walką, oprócz przyjaciół, mieli też miłostki, życie z piętnem wojny, w pewnym sensie klatka, od której nie można uciec, ale jednak też życie z codziennymi troskami, rosołem i płaczącą dziewczyną, bo nie mogła obejrzeć Poli Negri w kinie.
Ładnie o tym mówi Rudy, skatowany Rudy, który chciałby żyć tak, jakby tego wszystkiego nie było, jakby się nie zdarzyło. W ogóle chciałby żyć, bo przecież są twardzi. Są jak kamienie. Ale kamienie rzucone przez Boga na szaniec.
Poszłam do kina ze średnią znajomością książki – czytałam dawno, nigdy nie była dla mnie bardzo ważna – szczegółów nie pamiętam. To chyba nawet lepiej dla filmu, bo nie mam pretensji o zmiany, nawet pominięcie Alka mnie jakoś bardzo nie przejęło, błąkające się dziewczyny tym bardziej. W końcu chłopcy z Szarych Szeregów nie zajmowali się jedynie walką, oprócz przyjaciół, mieli też miłostki, życie z piętnem wojny, w pewnym sensie klatka, od której nie można uciec, ale jednak też życie z codziennymi troskami, rosołem i płaczącą dziewczyną, bo nie mogła obejrzeć Poli Negri w kinie.
Ładnie o tym mówi Rudy, skatowany Rudy, który chciałby żyć tak, jakby tego wszystkiego nie było, jakby się nie zdarzyło. W ogóle chciałby żyć, bo przecież są twardzi. Są jak kamienie. Ale kamienie rzucone przez Boga na szaniec.
Z tym filmem było więc tak, że poszłam, obejrzałam i nie mam
większych zarzutów. A tych mniejszych nie chce mi się wywlekać na powierzchnię,
bo nie mam nawet na to siły i raczej nie pamiętam wszystkich szczegółów – przez
łzy nie zawsze wszystko można dostrzec. To nie jest więc zły film, patrząc na
niego jak na produkcję. To jest zły film, bo wyszłam z kina z okropnym bólem
głowy, spuchniętymi oczami i smutkiem w sercu. Mogli przy końcu choćby pokazać
polską flagę, powiedzieć, że było warto lub coś w tym stylu, cokolwiek, bo
czasami po prostu nie wystarcza wiedza, że oni poświęcili wszystko dla
wszystkiego i to było dobre, tak było trzeba. Pozostaje więc ten okropny,
dogłębny smutek. I podziw. Bolesne uczucie bezradności i dotknięcia czegoś mimo
wszystko pięknego.
Za Dawidem Podsiadło też nie przepadam i nigdy nie przepadałam. Ale ta piosenka brzmi teraaz u mnie w pokoju cały czas i już nam tekst na pamięć.
Ja też jakoś nie przepadam za tą pozycją i nie podzielam entuzjazmu. Z tego, co słyszałem, to krytykują ten film i to nawet dosyć mocno, a ja pewnie się nie wybiorę. :)
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam twojej opinii, bo dzisiaj wybieram się do kina i nie chcę jakoś naprowadzać mojego toku myślenia na odbiór ekranizacji.
OdpowiedzUsuńBardzo liczę na tą produkcję.. i mam nadzieję, że się nie zawiodę!
Ja na film się nie wybieram - jakoś z opinii kompletnie mi nie pasuje...
OdpowiedzUsuńA mi się podobał ;D Może i nie beczałem, ale faktycznie, jest to smutny film, nie pokazujący praktycznie sensu w ich działaniach. Oni czuli, że tak powinni, więc tak zrobili. Razi mnie potraktowanie postaci Alka, gra aktorska Rudego na dobrym poziomie ;)
OdpowiedzUsuńJestem harcerką i doskonale znam historię o Alku, Zośce i Rudym. Moi koledzy harcerze powiedzieli, że niestety, ale dużo faktów inaczej przedstawiono... Jednak dobrze, że o nich nakręcono film. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Podpisuje się obiema rękami pod pierwszym akapitem. Są rzeczy, które bardzo trudno skrytykować, bo ze względu na swoje znaczenie/historię zawsze robią wrażenie.Mam dokładnie tak samo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!