"W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit. Nie była to
szkaradna, brudna, wilgotna nora, rojąca się od robaków i cuchnąca błotem, ani
tez sucha, naga, piaszczysta nora bez stołka, na którym by można usiąść, i bez
dobrze zaopatrzonej spiżarni; była to nora hobbita, a to znaczy: nora z wygodami..."
Tak zaczyna się
niezwykła, nieoczekiwana przygoda. Tak zaczyna się podróż, w którą wyruszyłam
także i ja, zaskakując tym faktem samą siebie. Było to dla mnie dziwne,
niespotykane i zarazem cudowne doświadczenie. Dziwne, dlatego że… nie lubię
fantastyki. Z reguły nie zachwycam się dziwacznymi kreaturami, światem pełnym
zaklęć i absurdalnych wydarzeń. Nie lubię tak popularnych wśród ówczesnej
młodzieży (i nie tylko) książek o wampirach, wilkołakach, cyborgach i Bóg wie,
czym jeszcze. Nie bawi mnie to w
najmniejszym stopniu. Od zawsze powtarzałam, że z gatunku fantasy poważam
jedynie Lewisa i jego „Opowieści z Narnii”. Jednak jeden film,
jedno zdanie, jedna postać, jeden uśmiech zakwitający na mej twarzy mogą
zmienić wszystko. I zmieniły.
Nie, nie powiem, że pokochałam fantasy, bo byłoby to bezczelnym kłamstwem. Niemniej jednak pokochałam Tolkiena, który od jakiegoś czasu mnie interesował (w końcu przyjaciel Lewisa!), ale także przerażał (bo on przecież pisał fantasy!). Pokochałam Śródziemie razem z mieszkańcami. Przepadłam z kretesem. Tolkienowski świat zauroczył mnie tak, że porzuciłam cudowną „Annę Kareninę” (Już polecam, rewelacyjna książka.) i popędziłam po „Władcę Pierścieni”… Stop! Zapędzam się. Dzisiaj nie chcę pisać o „Władcy…”, ale o „Hobbicie”. „Hobbicie”! Od którego przecież wszystko się zaczęło…
Hobbici to dość
zabawna rasa, która od razu zdobyła moją sympatię. Żyją sobie w norkach w
pięknej krainie Shire, lubią kolor żółty i zielony, kochają jedzenie i wszelkie
wygody. Sybaryci z krwi i kości, ot co (może dlatego ich lubię – podobieństwa
łączą). Niscy i kędzierzawi, obdarzeni wielkimi, owłosionymi stopami i niemałym
brzuchem, potrafią poruszać się szybko i bezszelestnie. Taki też jest Bilbo
Baggins, którego poznajemy jako niemłodego, ale jeszcze nie starego hobbita.
Wiedzie on życie beztroskie i spokojne, wypełnione przyjemnym lenistwem,
smakołykami, pięknymi, zabytkowymi przedmiotami… Do czasu. Wizyta czarodzieja
Gandalfa (uwielbiam go!) wszystko zmienia.
„- Dzień dobry - powiedział Bilbo i powiedział to z całym przekonaniem,
bo słońce świeciło, a trawa zieleniła się pięknie. Gandalf jednak spojrzał na
niego spod bujnych, krzaczastych brwi, które sterczały aż poza szerokie rondo
kapelusza.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał. - Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym?
- Wszystko naraz - rzekł Bilbo. - A na dodatek, że w taki piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę na świeżym powietrzu.”
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał. - Czy życzysz mi dobrego dnia, czy oznajmiasz, że dzień jest dobry, niezależnie od tego, co ja o nim myślę; czy sam dobrze się tego ranka czujesz, czy może uważasz, że dzisiaj należy być dobrym?
- Wszystko naraz - rzekł Bilbo. - A na dodatek, że w taki piękny dzień dobrze jest wypalić fajkę na świeżym powietrzu.”
Kochający swój dom w
Bag End, tchórzliwy Bilbo wyrusza na niebezpieczną, pełną przygód wyprawę.
Towarzyszy mu 13 krasnoludów oraz Gandalf. Ich celem jest pokonanie okrutnego
smoka Smauga rezydującego we wnętrzu Samotnej Góry – pełnej złota ojczyzny
krasnoludów.
Nie spodziewałam się,
że historia Bilba Bagginsa i reszty kompanii tak mnie wciągnie. Przed lekturą
słyszałam głosy, że Autor nudzi, rozwleka, męczy opisami… Nic bardziej mylnego!
Tolkien miał niewątpliwy talent i umiał się tym darem dzielić. Do teraz jestem
zachwycona obrazowymi, plastycznymi opisami, dowcipnymi dialogami,
przytoczonymi piosenkami… Chłonęłam tę książkę, zachwycałam się na wszelkie
możliwe sposoby, śmiałam się jak dzieciak, z napięciem wyczekiwałam kolejnych
wydarzeń. „Hobbit” był prawdziwą ucztą dla mojej wyobraźni. Co więcej okazało
się, że potrzebowałam takiej książki. Łaknęłam dobrej literatury pełnej cudowności
i niespotykanych stworzeń.
Tolkien był
niesamowitym pisarzem. Stworzył Śródziemie od tzw. „podszewki”, nie pomijając
żadnego, nawet najdrobniejszego szczegółu. Nawet najmniej ważną postać
dopracował w każdym calu. O nikim nie zapomniał. Mogę pokusić się nawet
o stwierdzenie, że Tolkien był perfekcjonistą. Jestem pod ogromnym wrażeniem i
już wiem, że mogę tego Autora wpisać na swoją listę ulubionych.
„Hobbit, czyli tam i z powrotem” to baśniowa powieść dla dzieci,
prequel do napisanego z rozmachem „Władcy
Pierścieni”. Jednak sięgają po niego ludzie w każdym wieku. Mimo, że język
jest dość prosty (lecz piękny!), a sama fabuła nieco dziecinna, zachwycają się
nim całe pokolenia. Autor „pod przykrywką” sugestywnych opisów i fantastycznych
wydarzeń umieścił wiele mądrości, trafnych spostrzeżeń, delikatnych pouczeń. To
sprawia, że „Hobbit” jest lekturą nie
tylko rozwijającą wyobraźnię, lecz także dydaktyczną. Uświadamia nam, że nie
liczy się postura, czy wygląd. Że często mamy mylne wyobrażenia o sobie, nie
dostrzegamy własnych zdolności. Czasami trzeba wyjść ze swoich sfer
bezpieczeństwa i dać porwać się przygodzie… Jak Bilbo…
Gdyby mój tata umiał
opowiadać takie historie na dobranoc…
J. R. R. Tolkien, "Hobbit, czyli tam i z powrotem", Iskry, tłum. Maria Skibniewska
Mam ochotę na tę książkę! I ekranizacja także bardzo kusi. ;)
OdpowiedzUsuńI książkę, i ekranizację bardzo polecam ;)
UsuńHobbita mam w planach.
OdpowiedzUsuńAle ja przyszłam w innej sprawie...
Zgadnij kogo wspaniała książka zostanie wydana po polsku? ;D
Chcesz popcornu trochę, kiedy reszta będzie się zachwycać? ;p
I płakać ;)
Bo to x Tobą o tym rozmawiałam prawda?
Don t forget to be awesome!
Tylko żeby tłumaczenia nie zrobili brzydkiego!
Bo wtedy to wszystko straci...
Aż mi głupio, ale niestety to nie ze mną wtedy rozmawiałaś. Musiała być jakaś inna Kinga (no cóż, nie jestem jedyna na świecie). Ale postaram się przeczytać tę wspaniałą książkę. :)
Usuńczytalam i tez bardzo mi sie podobala, o tak. ale ja za to jestem fanka fantastyki, ktora niekoniecznie jest o wampirach czy cyborgach, od ktorych mnie odrzuca.
OdpowiedzUsuńJa ogólnie nie lubię fantastyki. Ani takiej "Zwykłej", ani "młodzieżowej". Jednak Tolkiena już uwielbiam.
UsuńKoniecznie, koniecznie muszę przeczytać! Po tak wspaniałej recenzji nic innego mi nie pozostaje:)
OdpowiedzUsuń"Hobbit" od dłuższego czasu leży na mojej półce, więc postaram się wkrótce po niego sięgnąć.
Czytałam już kiedyś "Hobbita" a od jakiegoś czasu mam ochotę przypomnieć sobie tę książkę oraz całego "Władcę pierścieni" :)
OdpowiedzUsuń"Władcę Pierścieni" właśnie czytam i się zachwycam. Czemu ja dopiero teraz poznaję Tolkiena?!
UsuńKsiążkę czytałam wieki temu... chyba jeszcze na początku gimnazjum - była moim zaczątkiem przyjaźni z Tolkienem;) Widzę, że dla ciebie też stanowi kawałek dobrej literatury;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńjeszcze nie czytałam, ale recenzja mnie zachęciła, poza tym to książka, którą moim zdaniem trzeba znać :)
OdpowiedzUsuńO tak, trzeba znać. Tolkien to w końcu klasyka.
UsuńDoskonale Cię rozumiem. Ja za fantastyką jako taką nie przepadam, ale Tolkiena kocham całym sercem, a zaczęło się właśnie od "Hobbita", którego mój tata czytał mi na dobranoc jak miałam 3 labo 4 lata.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice niestety nie znali wcześniej takich książek :P Tolkiena chyba nie da się nie lubić. Jestem całkiem zafascynowana jego postacią...
UsuńTo najlepsze tłumaczenie "Hobbita" w Polsce :) Sprawdzałam inne i mogę to poświadczyć własną głową ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie sprawdzałam fragmenty innych tłumaczeń i całkowicie się z Tobą zgadzam. "Władcę Pierścieni" też czytam w tłumaczeniu pani Skibniewskiej. :)
UsuńPrzyznam się że jeszcze nie czytałam Hobbita, ale muszę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńAż wstyd, że jeszcze nie przeczytałam ani jednej książki JRR Tolkiena... Muszę to jak najszybciej nadrobić.
OdpowiedzUsuńOtagowałam Cię. Szczegóły tutaj: http://czytamwiecpisze.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńMam wielką chęć na tę książkę! Ciekawa recenzja:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na konkurs!
Do wygrania hit ostatnich tygodni: książka "Ostatnia spowiedź" :)
W sumie nie czytam dużo fantastyki..ale baśnie to co innego, a do tej kategorii na własny użytek wrzuciłam "Kroniki Narnii" ;) Pięknie to opisałaś :) Aż się cieszę, że mam książkę pod ręką, że właśnie skończyłam i takie czytanie wrażeń na świeżo to dopiero przyjemność :)
OdpowiedzUsuń