Chyba się jednak
zmieniłam. A raczej moje gusta się zmieniły. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt,
że książki, które kiedyś czytałam z przyjemnością, teraz wydają mi się
beznadziejną stratą czasu, irytującą quasi-rozrywką, banalną lekturą, na którą
ja (wiecznie zabiegana, z deficytem godzin) nie powinnam nawet spoglądać kątem
oka? Jakieś kilka miesięcy temu rzuciłam w Mordor (wiem, że bez ładu i składu,
ale nadal siedzę po uszy w Śródziemiu i nie mam zamiaru się wyprowadzać – a z
tego wynikają różne, dziwne rzeczy) tak zwaną literaturę kobiecą (chociaż te
podziały są trochę bez sensu) i zaczęłam czytać sama-nie-wiem-co (pomieszanie
klasyki z obyczajówkami, fantasy, baśniami, historią i psychologią). Ale nie!
Wcale nie pojawiła mi się czerwona lampka sygnalizująca, że nie mam czasu, nie
chcę, nie mogę, nie powinnam i w ogóle teraz najodpowiedniejszą lekturą dla
mnie jest podręcznik do biologii, względnie chemii, ewentualnie książka, którą
zapamiętam na całe życie. I przez tę okropną czerwoną lampkę, której wcale nie
było, z uśmiechem od ucha do ucha, wzięłam do ręki trzecią i ostatnią część
„Sklepiku Z Niespodzianką”.
A teraz powinnam to
wszystko wykreślić, bo głównym powodem jednak było to, że dwie poprzednie
części były miłe, przyjemne i pokrzepiające. Szkoda, że tylko dwie poprzednie,
ot co.
Książka krótka,
niezachwycająca objętością (za to okładką i ogólnie wydaniem już tak), ale
irytująca okrutnie. Co kilka stron mówiłam do siebie łagodnym tonem: Kingo, czytaj dalej, rozkręci się, później
będzie lepiej. Zobacz, to początek dopiero. Będziesz skreślać książkę na
początku? Tak na nią czekałaś, tak lubiłaś tę Lidkę, no, czytaj, czytaj…
Tak sobie powtarzałam do ostatniej strony. Książka została przeczytana, a ja siedziałam skamieniała z dość głupim, jak mniemam, wyrazem twarzy. Chciało mi się psioczyć, krzyczeć, wierzgać, płakać, wszystko na raz. Bo spodziewałam się MOJEGO przytulnego, swojskiego Sklepiku, a dostałam zamerykanizowane, banalne, poplątane, nielogiczne, napakowane niepotrzebnymi sytuacjami Coś.
Tak sobie powtarzałam do ostatniej strony. Książka została przeczytana, a ja siedziałam skamieniała z dość głupim, jak mniemam, wyrazem twarzy. Chciało mi się psioczyć, krzyczeć, wierzgać, płakać, wszystko na raz. Bo spodziewałam się MOJEGO przytulnego, swojskiego Sklepiku, a dostałam zamerykanizowane, banalne, poplątane, nielogiczne, napakowane niepotrzebnymi sytuacjami Coś.
Ja naprawdę miałam
dobre chęci! Ale „Lidka” jest po prostu niestrawna. Absurd goni absurd, nie raz
można się też skrzywić z niesmakiem. Mam wrażenie, że książka ta została
napisana… hmm… dla pieniędzy? Bo musiała zostać napisana? Bo czytelniczki
czekały, bo wydawca czekał? Nie wiem, jaki był powód, ja odebrałam tę książkę
jako tekst totalnie nieprzemyślany, chaotyczny i właśnie: nielogiczny. (Ja
wiem, że sama tak piszę – kompletnie bezładnie.
Dlatego nie zabieram się za pisanie książek, ot cała filozofia). Pytam
się ja: po co ta Lidka tkwiła w związku z toksycznym mężusiem?! Oporów natury
moralnej nie miała, Igorek był pod bokiem, no po co?! Mniejsza. (Dziwnych, niezrozumiałych
wątków jest znacznie więcej, jednak przymknęłam już na nie oko).
Nie rozumiem też
„pakowania” do książki wszystkich możliwych dramatów. Czy naprawdę trzeba było
wplatać poważną, przerażającą sytuację w Somalii do naciąganych, miłosnych
problemów naiwnej (i głupiutkiej…) Bogusi? Czy naprawdę trzeba było obarczyć
nasze bohaterki (a najbardziej Lidkę) całą masą nieszczęść, by później wszelkie
problemy rozwiązały się w jakiś cudowny, niewytłumaczalny sposób? Chyba nie
pojmuję pisarstwa pani Michalak (korekta: aktualnego pisarstwa pani Michalak,
wcześniej było w porządku) i zwyczajnie nie dla mnie takie lektury.
Słowem, rozczarowałam
się. I mi zwyczajnie smutno, że dostałam dokładnie to, czego nie chciałam. Tak
nie miało być. Miało być uroczo, błogo, trochę wzruszająco, trochę smutno.
Miało być pięknie. Miałam spędzić czas w sympatycznym towarzystwie. Było
zupełnie odwrotnie. Przykre. Ale chyba mam nauczkę.
Katarzyna Michalak, "Sklepik Z Niespodzianką. Lidka", wyd. Nasza Księgarnia, 2012
Mimo wszystko, bardzo dziękuję za książkę Autorce i wydawnictwu Nasza Księgarnia :)
* Konkretniej o fabule można przeczytać np. na lubimyczytac.pl, ja nie wiedziałam, jak się za to zabrać. I nie przepadam za streszczeniami.
Kinguniu powiem tylko tyle nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńSzkoda,że z czegoś co mogło pięknie zakończyć serię z kokardką zrobiono po prostu łapacza pieniędzy bo takie mam niestety odczucie, jak wspomniałaś napisana dla pieniędzy bo była oczekiwana..
Smutne to bardzo dla nas czytelniczek...
Szkoda, że "Lidka" okazała się dla Ciebie rozczarowaniem. Ja z niecierpliwością czekam aż wpadnie w moje ręce..
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na pierwszą część tej serii. Może kiedyś przeczytam i mam nadzieję, że będzie lepsza niż "Rok w Poziomce", który miał być (w moim mniemaniu) ciepłą i uroczą książką, a okazał się być przeciętną powieścią. Co prawda miło się czytało, ale bez większego entuzjazmu...
OdpowiedzUsuńHm.. Jak dla mnie "Lidka" też była najsłabsza z serii, jednak aż tak bardzo krytycznie do niej nie podchodzę:)
OdpowiedzUsuńKsiążka nadal przede mną. Ale stoi już na półce i czeka na swoje pięć minut.
OdpowiedzUsuńtwórczość pisarki poznałam, ale nie w tej tematyce i nie wiem czy sięgnę po książkę :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za twórczością Michalak, więc nie jestem zdziwiona Twoją opinią. Ja też kiedyś zaczytywałam się w tego typu książkach, ale odkąd mam mniej czasu, staranniej wybieram sobie lektury. Poza tym nic nie wynoszę z takich książek.
OdpowiedzUsuńNa razie mam pierwszy Sklepik za sobą, ale chętnie sięgnę i po tą ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam. Ciekawe jakie będą moje odczucia.
OdpowiedzUsuńCóż, książek Pani Michalak nie znam, więc też wypowiedzieć się nie mogę. Przykro mi jednak, że zawiodłaś się na tej książce, chociaż poprzednie części Ci się podobały. Coś tu jest nie tak i wydaje mi się (podobnie jak Tobie), że może to być spowodowane po prostu chęcią zysku.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic napisanego przez Panią Michalak i jakoś nie czuję, że coś straciłam. Te wszystkie sklepiki jakoś mnie nie przekonują (właśnie zawsze mam wrażenie, że każda z nich to takie ,,nie-wiadomo-co"), a reszta książek jakoś odpycha mnie tandetnymi okładkami. Zrobiłam się bardzo wybredna. ;0
OdpowiedzUsuńzdecydowanie nie dla mnie! ale polecę mamie ;)
OdpowiedzUsuńPo części się z Tobą zgadzam. Ogrom nieszczęść w tej powieści jest przytłaczający, za dużo jest tam napchane. Myślałam, że Lidkę polubię, ale jakoś właściwie nie miałam okazji jej poznać. Autorka trochę ją pominęła, mimo tego, że to ona powinna być główną bohaterką tej części.
OdpowiedzUsuńNie mam już nawet siły pisać komentarza... Nie, nie o takich książkach, nie dzisiaj. Zapomnijmy...
OdpowiedzUsuńPS. Za maila się zabrałam, bo dawno takowego nie było, ale... Też coraz trudniej się zebrać. Jutro będzie. Chociaż weekend czeka mnie ciężki.