Nie wiem, ile miałam wtedy lat. Może dziewięć, może dziesięć? Czytałam już od dość długiego czasu. Kochałam Karolcię, Dzieci z Bullerbyn, Pippi Pończoszankę, Anię Shirley, Małą Księżniczkę i Lassie, ale najpiękniejsze były dla mnie… baśnie. Właśnie je kupowali mi rodzice, gdy zapragnęłam poszerzyć moją mini-biblioteczkę. To je czytałam zawsze, gdy byłam chora, było mi smutno lub czułam się chwilowo osamotniona. Automatycznie wchodziłam w inne światy, światy, w których mogło zdarzyć się absolutnie wszystko. Grimm, Andersen, Perrault…
A wśród nich Ta
Jedyna. Ukochana. Najwspanialsza Książka Świata, a przynajmniej w moim dziewięcioletnim
mniemaniu. Już wtedy pachniała starością i moją mamą. W końcu to do niej kiedyś
należała. Najpiękniejsza, bo swojska, przesycona polskością, a przy tym
magiczna, zadziwiająca i niezwykła.
Nawet teraz wystarczy tylko, bym spojrzała na czerwoną, lekko podniszczoną okładkę, a ożywają wszystkie wspomnienia. Świat wydaje się nagle lepszy, pełen cudowności i dziwów.
Nawet teraz wystarczy tylko, bym spojrzała na czerwoną, lekko podniszczoną okładkę, a ożywają wszystkie wspomnienia. Świat wydaje się nagle lepszy, pełen cudowności i dziwów.
Mowa tu o „Baśniach
polskich” wybranych i opracowanych przez Tomasza Jodełkę – Burzeckiego. Uświadczyć
tu można bardzo wiele. Są i topielce, i gadający kaczor, królowie, i dzielni
rycerze, potwory, smoki, diabły, królewny, zielarki, zajączek, Smutek, Zeus,
św. Piotr, muzykanci, karczmarze… Jest i ukochana Majka – boginka wodna ze
wspaniałym warkoczem. Świat Wyobraźni, po prostu, świat, w którym nie ma żadnych
zahamowań i ograniczeń.
Autorów tych baśni w
większości dobrze znamy, ale może nie od tej strony? Są teksty Józefa Ignacego
Kraszewskiego, Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa, Henryka Sienkiewicza, Jana
Kasprowicza, Kazimierza Przerwy – Tetmajera, Władysława Reymonta, Kornela
Makuszyńskiego, Bolesława Leśmiana i wielu, wielu innych. Nic, tylko czytać,
zachwycać się i rozpalać wyobraźnię do białości.
Wśród tak wielu (bo
kilkudziesięciu) wspaniałych baśni mam jedną ulubioną, którą mogę czytać
niezliczoną ilość razy. Ona nigdy mi się nie nudzi, za to zawsze sprawia, że odczuwam
najwyższy stopień literackiego ukontentowania. Uśmiechnąć się przy niej można,
poczuć dreszczyk emocji i uwierzyć w niewiarygodne. Jest to „Majka” Bolesława Leśmiana,
prawdziwe cudeńko.
Nie wiem, czy byłabym
teraz taka, jaka jestem, gdyby nie te baśnie. To one budowały moją dziecięcą
wrażliwość i pokazywały fascynujący świat literatury. A moja miłość do tych
krótkich, pełnych fantazji utworów nie przeminęła wraz z wiekiem. Może dlatego
tak lubię Narnię, czy Hobbita?
"Baśnie polskie", opracowanie i wybór: Tomasz Jodełka - Burzecki, wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1974
Pamiętam do dziś te baśnie.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam czytać wszelkie baśnie. Aż sama się sobie dziwię, że do niedawna omijałam fantastykę szerokim łukiem. Przecież to gatunek bardzo podobny do baśni! Aż z chęcią wrócę do baśni a i zapoznam się z "Majką" Leśmiana. ;)
OdpowiedzUsuńTaka książka to prawdziwy skarb!!!
OdpowiedzUsuńMiałam w dzieciństwie baśnie w tym wydaniu. Również bardzo je lubiłam, choć najwięcej czasu spędzałam przy nich chyba kiedy sama jeszcze nie umiałam czytać, a czytał mi jeszcze tata :)
OdpowiedzUsuńTego wydania Baśni akurat nie koajrzę, ale również wychowałam się na tego typu literaturze:)
OdpowiedzUsuńJa również tego wydania nie kojarzę, ale mam swoje, bardzo stare:)
UsuńJa również posiadam takie własne zbiory baśni i poezji dla dzieci, które wprost uwielbiałam. Zawsze czytałam je na głos, ale tylko na początku, gdyż później kompletnie zatracałam się w historii. Nadal mam do nich wielki sentyment i chętnie powracam:)
OdpowiedzUsuń