Jak dobrze, że są
takie książki! Jak dobrze, że rynek nie został całkiem zawładnięty przez podobno
piękne wampiry (z elfami nie mogą się równać, krwiopijcy!), ale jest też
miejsce na jasne, emanujące dobrocią książki.
Jak dobrze, że nadal wydawana jest klasyka. Jak dobrze, że się po nią
sięga. Tyle zachwytów, tyle piękna!
A „Ruth” właśnie
emanuje dobrocią. Mimo że traktuje o sprawach ważnych, trudnych i często
nieprzyjemnych, to jest zarazem subtelna, taka delikatna, dziewczęca,
doprawiona szczyptą wiktoriańskiej surowości. W tamtym czasie potrzebowałam
dokładnie takiej książki. Wciągającej i ciekawej, lecz z nieśpiesznie sunącą
akcją. Niedziecięcej, ale bez brutalności i nachalnej dorosłości. Jakieś
połączenie młodzieżówki, literatury pensjonarskiej i kobiecej. Coś
nieodmóżdżającego, ale przynoszącego ukojenie.
Dostałam to, co chciałam, przepłynęłam przez ponad pięćset stron, zachwyciłam się, odłożyłam, myślałam. Cudnie było, kochani, cudnie.
Dostałam to, co chciałam, przepłynęłam przez ponad pięćset stron, zachwyciłam się, odłożyłam, myślałam. Cudnie było, kochani, cudnie.
Nietrudno mi było
polubić główną bohaterkę. Jest nią Ruth
Hilton – młodziutka, niespełna szesnastoletnia szwaczka, niezamożna i bardzo
samotna. Rodzice dziewczyny umarli, a ona została oddana pod opiekę osobie
nieszczególnie nią zainteresowanej. Musi więc zarobić na swoje utrzymanie.
Pracuje u poważanej krawcowej – pani Mason. Niestety do czasu…
Ruth trafia na bal, by służyć pomocą bogatym pannom w razie uszkodzenia którejś ze strojnych sukien. Tam poznaje pana Bellinghama. Przystojny i uprzejmy dżentelmen od razu zdobywa sympatię młodej panny Hilton. W końcu między dziewczyną a mężczyzną zawiązuje się nić porozumienia.
Dość krótka, lecz bardzo intensywna znajomość kończy się tragicznie. I zgodnie z realiami epoki, tylko dla Ruth.
Zakochaną, nieświadomą niczego dziewczynę nazwano uwodzicielką i okryto wieczną, niedającą się niczym zmazać hańbą. Została sama, porzucona i zniesławiona, pozbawiona wszelkich środków do życia. Co dalej? Co zrobić w takiej sytuacji? Jak wyjść z pułapki rozpaczy i bezradności, skoro na horyzoncie nie rysuje się najwęższa nawet ścieżka?
Ruth trafia na bal, by służyć pomocą bogatym pannom w razie uszkodzenia którejś ze strojnych sukien. Tam poznaje pana Bellinghama. Przystojny i uprzejmy dżentelmen od razu zdobywa sympatię młodej panny Hilton. W końcu między dziewczyną a mężczyzną zawiązuje się nić porozumienia.
Dość krótka, lecz bardzo intensywna znajomość kończy się tragicznie. I zgodnie z realiami epoki, tylko dla Ruth.
Zakochaną, nieświadomą niczego dziewczynę nazwano uwodzicielką i okryto wieczną, niedającą się niczym zmazać hańbą. Została sama, porzucona i zniesławiona, pozbawiona wszelkich środków do życia. Co dalej? Co zrobić w takiej sytuacji? Jak wyjść z pułapki rozpaczy i bezradności, skoro na horyzoncie nie rysuje się najwęższa nawet ścieżka?
Jednak nawet
najgorszy grzech nie jest w stanie sprawić, by człowiek nie potrafił się
podnieść. Ruth złamała zasady, popełniła grzech w tamtych czasach
niewybaczalny, grzech, który wyklucza ze społeczności i skazuje na potępienie,
lecz dostała szansę na nowe życie.
Nieśpieszna narracja,
spokojne opisy, wspaniale zachowany wiktoriański klimat – dla mnie książka
idealna, szczególnie na szkolne zawieruchy. Nie brakuje jednak akcji,
nabierającej tempa wraz z kolejnymi stronami. Ta pełna uroku powieść wciąga i
uświadamia pewne ważne kwestie. Bo nieważne czy jest wiek dziewiętnasty, czy
dwudziesty pierwszy – problemy ciągle są te same, a i ludzie niewiele się
zmienili.
Słowem, polubiłam
panią Gaskell, polubiłam mocno i gorąco. Pokochałam także Ruth, uroczą, pełną
rozterek Jemimę i dobrych Bensonów. Może i Ty, Czytelniku dasz się oczarować?
Elizabeth Gaskell, "Ruth", wyd. MG, 2013
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu MG.
~*~
Najdrożsi Czytelnicy, z okazji Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich życzę Wam samych wspaniałych czytelniczych spotkań i spełnienia książkowych marzeń. Dalej czytajmy, cieszmy się, zachwycajmy!
~*~
A wszystkim gimnazjalistom, piszącym egzaminy, mocno kciukuję. Piszcie spokojnie!
Gaskell znam na razie tylko z ekranizacji trzech seriali, ale i na ksiązki przyjdzie pora, bo do tego rodzaju literatury nie trzeba mnie specjalnie zachęcać :)
OdpowiedzUsuńWspanialosci ksiazkych zycze z okazji naszego swieta:)
OdpowiedzUsuń"Ruth" wlasnie sobie sprawilam w ramach prezentu dla siebie od siebie z okazji "Dnia ksiazki" :)
Oj coś mi się wydaje, że dam się oczarować. Bardzo mi się spodobała. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuń"Ruth" koniecznie do przeczytania.
Egzaminy napisane- w tym roku była- charakterystyka postaci, co dla uczniów jest jedną z najprostszych form wypowiedzi:-)
Będę Cię odwiedzać, bo uwielbiam czytać, ale ponieważ pracuję zawodowo, maluję, piszę wiersze, "ogroduję" i mnóstwo innych różności robię- doba jest dla mnie zdecydowanie za krótka.
A ja zapraszam Cię na mój blog z różnorodnościami, może Ty lubisz wiersze, bo zauważyłam, że odwiedzający mój blog nie zwracają na nie uwagi, no cóż- poezja!
oto ja: www.5porroku.blogspot.com
Pozdrawiam...
Od czasu do czasu mam ochotę na klasykę, choć na co dzień po nią nie sięgam. Myślę, że "Ruth" dla mnie też będzie taką dobrą, kojącą lekturą. Dzięki za polecenie, jakoś wcześniej na tę książkę nie zwróciłam uwagi :)
OdpowiedzUsuń