Początkowe zdjęcie – magia.
Pani Anno, wierzę, że będzie pięknie.
Pani Anno, wierzę, że będzie pięknie.
30 sierpnia, godz. 12.53. Wycieczka trwa. Dom dziadków Kossaków w
Górkach Wielkich porusza moją wyobraźnię. Anna Kossak jako pani domu zdobywa
moją sympatię. Niezwykła osoba. Tadeusz Kossak ze specyficznym sposobem bycia…
Uśmiecham się pod nosem, lekko się chichram.
Skrzat Kacperek. Jak uroczo!
Skrzat Kacperek. Jak uroczo!
30 sierpnia, godz. 13.05. Pięknie. Pięknie pani Anna snuje swoją
opowieść. Aż mam ochotę, by tak jak ona w dzieciństwie, zabawić się w Indian. W
domu gwar. Przyjaciele i krewni, dzieciaki z okolic. Historie z tamtego świata.
Chwile zaklęte w słowa. Już nieulotne.
30 sierpnia, godz. 13.27. „Nazajutrz
rano, 1 września, samoloty niemieckie ukazują się nad Warszawą.”
Wojna. Ruch i przerażenie, ludzie próbują znaleźć azyl, miejsce spokojne i niedostępne. Wiedzą, że muszą uciekać, wiedzą, że nadchodzi okupant. Że już nic nie będzie takie, jakie do tej pory było. Mała Ania ma tylko jedenaście lat. Jeszcze dziecko. Niewiele rozumie.
Wojna. Ruch i przerażenie, ludzie próbują znaleźć azyl, miejsce spokojne i niedostępne. Wiedzą, że muszą uciekać, wiedzą, że nadchodzi okupant. Że już nic nie będzie takie, jakie do tej pory było. Mała Ania ma tylko jedenaście lat. Jeszcze dziecko. Niewiele rozumie.
Zamęt. Armia radziecka wkroczyła
na terytorium Polski. Setki kilometrów zostały przebyte nadaremno. Trzeba
wracać.
30 sierpnia, godz. 14.26. Dużo się dzieje. Wiele ludzi przechodzi
przez te karty, miga mi przed oczami. Ludzi – siłaczy.
Ania dociera do Szymanowa, kształci się u sióstr niepokalanek. Nadzwyczajne kobiety. Zachowuję te wspomnienia dla siebie, zapisuję, ukrywam głęboko jak najcenniejszy skarb. One zawstydzają, robią wrażenie, ale budzą sympatię.
Ania dociera do Szymanowa, kształci się u sióstr niepokalanek. Nadzwyczajne kobiety. Zachowuję te wspomnienia dla siebie, zapisuję, ukrywam głęboko jak najcenniejszy skarb. One zawstydzają, robią wrażenie, ale budzą sympatię.
Zastanawiam się, skąd w Annie
tyle pogody i umiejętności cieszenia się drobnymi sprawami w tych straszliwych
czasach.
30 sierpnia, godz. 14.42. Warszawa pod okupacją. Polska Podziemna
prężnie działa, a w jej ramach konspiruje Mama – Zofia Kossak – Szczucka –
Szatkowska. Ja zachłystuję się opowieścią. Czuję podziw dla tych wszystkich
Osób, które działały, pomagały, były obecne. Wojna to straszliwy czas,
stworzenia, które z założenia mają być ludźmi, stają się potworami. Ale ile dobra
przechodzi w tym okresie przez Polskę! Wybucha w najmniej spodziewanych
momentach, trwa, tętni, obcuje tuż obok, otula najbiedniejszych. Ile wiary,
nadziei, ile bezinteresownej miłości! Jedni upadają najniżej, jak tylko to
możliwe, inni rosną, ofiarowując siebie.
„Ponownie chodziłam do „Myszki” z grypsami, ale ponadto powierzono mi
parokrotnie inną misję: udział w dostarczaniu komunii świętej na Pawiak. Za
specjalnym zezwoleniem Watykanu grupa osób świeckich, mężczyzn i kobiet,
została upoważniona do przenoszenia konsekrowanych hostii, co było jeszcze
wtedy nie do pomyślenia. Raz w tygodniu dwie osoby (zawsze dwie) przychodziły o
szóstej rano do kościoła Świętego Krzyża, gdzie w bocznej kaplicy Matki Boskiej
Częstochowskiej oczekiwał je ksiądz Edmund Krauze. Wręczał im puderniczkę z
podwójnym dnem, specjalnie wykonaną na prośbę Mamy przez jubilera, członka
konspiracji. Kapłan wkładał kilka hostii między podwójne dno. Trzema etapami,
za pośrednictwem trzech różnych osób, puderniczka docierała do „Myszki”, która
ją swobodnie przenosiła w torebce jako własną Był to przedmiot używany przez
większość pań. Na Pawiaku „Myszka” dyskretnie przekazywała puderniczkę Wandzie
(tej, którą gestapo zaaresztowało w styczniu 1941 zamiast mamy), a ta z kolei
rozdawała maleńkie części hostii tym kobietom, które miały być rozstrzelane w
najbliższych dniach. Często odbywało się to w toalecie. Z czasem udało się
donieść komunię do męskiego oddziału Pawiaka.”
30 sierpnia, godz. 15.09. To cudowne, że dobre książki wiedzą,
kiedy do nas przyjść.
30 sierpnia, godz. 16.41. Sama nie wiem, co ciągnie mnie do czyiś
wspomnień, szczególnie tych wojennych. Może próba wyciągnięcia wniosków? Chęć
zrozumienia historii? Staranie, by uporządkować świat?
Ta książka boli. Boli fotografia Żydówki w getcie, sprzedającej opaski z gwiazdą Dawida. Boli spojrzenie na pomarszczoną, wychudzoną twarz. Boli opis likwidacji getta. Bolą wzmianki o okrucieństwie. Boli to, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”, jak pisała Zofia Nałkowska.
Ta książka boli. Boli fotografia Żydówki w getcie, sprzedającej opaski z gwiazdą Dawida. Boli spojrzenie na pomarszczoną, wychudzoną twarz. Boli opis likwidacji getta. Bolą wzmianki o okrucieństwie. Boli to, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”, jak pisała Zofia Nałkowska.
30 sierpnia, godz. 16.52. Duży sabotaż i mały sabotaż. Już wszystko
rozumiem.
30 sierpnia, godz. 17.00. Kawałek historii świata – obiektywnej,
ale jednak z perspektywy Anny Szatkowskiej.
Dobra rzecz.
Pani Ania tak pięknie pisze…
Pani Ania tak pięknie pisze…
30 sierpnia, godz. 17.24. Cud. Wolontariat. Powstanie.
Przejmująca książka.
Przejmująca książka.
„Na podwórku Kilińskiego 3 spostrzegamy nieznajomą dziewczynę opartą o
ścianę: mokre, czarne włosy, odzież ociekająca wodą, postawa sportowa. Witamy
się i przedstawiamy: ma na imię Irena. Właśnie przepłynęła Wisłę (pod nosem
Niemców!), żeby wstąpić w powstańcze szeregi, a teraz czeka na rozmowę
batalionu.”
30 sierpnia, godz. 17.38. A czasami wydaje mi się, że to ja mam
ciężko, że przede mną piętrzą się trudności. Oni byli w moim wieku, niektórzy
młodsi. Tak szybko musieli dorosnąć, tak prędko zaczęto wymagać od nich
odpowiedzialności – nie tylko za siebie. Czy ja bym tak potrafiła…?
„Bo rzeczywiście jesteśmy gotowi na śmierć: z każdym dniem staje się
coraz bardziej prawdopodobne, że nikt z nas nie wyjdzie żywy ze Starego
Miasta.”
30 sierpnia, godz. 22.38. Wróciłam w sam środek powstania. Mimo że
wspomnienia już ostygły, czuć w nich dystans, to są tak straszne, tak
emocjonujące, że cała się trzęsę.
Strach.
Sytuacje tak okrutne, że aż ogarnia mnie zdziwienie, iż do nich dopuszczono. Za tym wszystkim stoją ludzie – ta myśl jest nie do zniesienia.
Strach.
Sytuacje tak okrutne, że aż ogarnia mnie zdziwienie, iż do nich dopuszczono. Za tym wszystkim stoją ludzie – ta myśl jest nie do zniesienia.
A mimo to książkę nadal
przyjemnie się czyta, nie mam ochoty jej odkładać. To zasługa silnych,
walczących, ofiarnych. I zasługa Anny Szatkowskiej.
„ – Ona leży za ścianą – szepnął któryś z chłopców – tym razem nie
ujdziemy…
„Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć… to może… siedem… być niewypał… osiem… dziewięć… dziesięć…… czternaście…… szesnaście…” bez ruchu, bez słowa, każdy w myśli liczy sekundy do śmierci… Nie przyszła. Bomba nie wybuchła.”
„Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć… to może… siedem… być niewypał… osiem… dziewięć… dziesięć…… czternaście…… szesnaście…” bez ruchu, bez słowa, każdy w myśli liczy sekundy do śmierci… Nie przyszła. Bomba nie wybuchła.”
31 sierpnia, godz. 11.27. Nie, nie 2013 roku. 1944 roku.
Rozpaczliwa walka. Braki niedające się niczym wypełnić. Rany, które nigdy nie
zostaną zasklepione. Ale też wzniosłe uczucia, coś straszliwego, ale
wspaniałego. To się dzieje tu, teraz, w tym miejscu. Właśnie teraz Polacy
walczą o wolność.
31 sierpnia, godz. 12.32. „Dopiero
teraz zdaję sobie sprawę z wagi tylko co przeżytych dni, wspaniałych i
szalonych, nieludzkich i nadludzkich, wielkich i strasznych. W ciągu tych kilku
tygodni wraz z naszymi przyjaciółkami z „Ewy Marii” i naszymi starszymi braćmi
z „Harcerskiej” dotknęliśmy ideału życia całkowicie oddanego Słusznej Sprawie,
bez wyrachowania, bez zastrzeżeń, w niezrównaniem przyjaźni, przejrzystej,
serdecznej i bezinteresownej – ideału wręcz niedościgłego w zwykłych,
codziennych okolicznościach.”
Nie wiem, czy było warto. Nikt
nie wie.
31 sierpnia, godz. 13.33. Poruszająca, znakomicie opowiedziana
historia. Wspomnienia, które czyta się jak powieść. Szkoda, że tak szybko.
Książka jest tak wciągająca, że już coraz mniej zadrukowanych kartek dzieli
mnie od końca…
31 sierpnia, godz. 13.59. Nie wiem, jak książka tak autentyczna,
opowiadająca o wojnie w sposób tak żywy, może być zarazem pełna ciepła, uroku,
pogody ducha. Nie wiem, ale „Był dom…” właśnie taki jest. Anna Szatkowska musi
być niezwykłą kobietą. Dziękuję.
Anna Szatkowska, "Był dom... Wspomnienia", Wydawnictwo Literackie, 2006
PS Są takie książki, o których trzeba wspomnieć, nawet mimo zamknięcia, zawieszenia, zmęczenia i wszelkich innych katastrof. Trudno, chyba już za bardzo się przyzwyczaiłam.
Jak przyjemnie się czyta taki nietypowy wpis! Wiele razy czytałam już o rodzinie Kossaków i za każdym razem zastanawiałam się, jak ciekawie (i chyba fajnie, bo to jednak niesamowici ludzie) byłoby się w niej urodzić. ;)
OdpowiedzUsuńA ten fragment: "Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć… to może… siedem… być niewypał… osiem… dziewięć… dziesięć…… czternaście……" przypomniał mi Białoszewskiego.
Uściski!
Czytałam, świetna rzecz!
OdpowiedzUsuń