O tym, co ja nazywam kulturą. O tym, co ja nazywam rozrywką.
O tym, co ja nazywam życiem.
Należę do tej grupy czytelników, którzy z reguły rozkoszują
się książką w ciszy. Tak jest łatwiej, raczej przyjemniej, spokojniej.
Maksymalna koncentracja na książce, przerywana tylko krótkimi spojrzeniami za
okno, bądź myślami w stylu Co za
fragment! Gdzie moje znaczniki? Ale często z książką łączy się muzyka.
Puszczona gdzieś w tle nie przeszkadza, raczej wycisza. Słuchana w
przypadkowych miejscach wzbudza emocje, wywołuje wspomnienia. Jest muzyka, przy
której się pisze, wykonuje się obowiązki szkolne, którą się śpiewa w różnych
okolicznościach, choć wcale nie posiada słów…
Pierwszy zachwyt przyszedł wraz z Narnią. W. przynosił
kolejne tomy do domu, bo w mojej bibliotece jeszcze ich nie było. Rozmowy,
odczytywanie alegorii, zachłyśnięcie się innym światem, odkrywaną przygodą.
Później filmy, trochę emocji, chęć wzięcia udziału w walce i… ta muzyka. (Harry Gregson-Williams)
Kocham skrzypce. Mam dreszcze, gdy słyszę ich dźwięk, a jako
mała dziewczynka marzyłam o nauce gry na nich. Marzenie się nie spełniło
(pewnie mierna byłaby ze mnie skrzypaczka), fascynacja została…
Połączenie skrzypiec i ukochanej Jane Eyre musiało być doskonałe. Nie było innego wyjścia.
Słucham tego soundtracku w różnych okolicznościach życia. Zawsze działa tak samo, zawsze wywołuje obrazy w głowie, przypomina cudowną książkę, niezły film. Emocje. (Dario Marianelli)
Połączenie skrzypiec i ukochanej Jane Eyre musiało być doskonałe. Nie było innego wyjścia.
Słucham tego soundtracku w różnych okolicznościach życia. Zawsze działa tak samo, zawsze wywołuje obrazy w głowie, przypomina cudowną książkę, niezły film. Emocje. (Dario Marianelli)
Ludovico Einaudi pojawił się w moim życiu nie dość, że
nagle, to jeszcze całkiem przypadkowo. Nieprzemyślane kliknięcie, wielka
niewiadoma, nazwisko, o którym nigdy nie słyszałam, które nigdy nie mignęło mi
przed oczyma. Później był tylko zachwyt.
Cudownie się czyta przy jego muzyce. I nawet nauka lepiej wchodzi do głowy.
Cudownie się czyta przy jego muzyce. I nawet nauka lepiej wchodzi do głowy.
Soundtrack do "Opowieści..." wywołuje we mnie wręcz fizyczny ból. Nie mogę, nie mogę poradzić sobie z myślą, że nigdy tam nie trafię. Świadomość, że to "tylko" książka...
OdpowiedzUsuńDorastanie jest zdecydowanie przereklamowane.
Znam to uczucie bardzo dobrze. Na "Evacuating London" tęsknię za Narnią do bólu.
UsuńOd skrzypiec wolę tylko saksofon, chyba dlatego, że tak mocno kojarzy się z jazzem. Przy muzyce już nie czytam. Kiedyś tak. Teraz już nie, bo mam trudności ze skupieniem się na książce, gdy słyszę piękne dźwięki.
OdpowiedzUsuńpuściłam sobie właśnie soundtrack do Opowieści z Narnii i jestem jak zaczarowana :)
OdpowiedzUsuńLudovico Einaudi - "Primavera" <3
OdpowiedzUsuń