O modlitwie mówi się
stosunkowo często, również wiele o niej napisano. Doktorzy Kościoła, święci,
księża na ambonie, spowiednicy, czasem przypadkowo spotkani ludzie mówią,
pouczają, dają przykłady, nawołują. Módl się, módl się, to potężna siła, to
moc, rozmowa z Najwyższym, pomoc, ucieczka… - określenia można mnożyć. I niby
wszystko jest jasne, całkiem klarowne, rano pacierzyk, wieczorem pacierzyk,
dodatkowo litania próśb i z głowy. Ale ciągle jakiś niedosyt pozostaje,
potrzebujemy czegoś więcej, uchwycenia Tej Transcendencji, poczucia Miłości Doskonałej.
Modlić się nie jest łatwo. Często wymaga to wielu wyrzeczeń. I jakże często modlitwa jest – nie bójmy się tego słowa - zwyczajnie męcząca. I, co w tym wszystkim najdziwniejsze, jest to całkiem normalne.
Modlić się nie jest łatwo. Często wymaga to wielu wyrzeczeń. I jakże często modlitwa jest – nie bójmy się tego słowa - zwyczajnie męcząca. I, co w tym wszystkim najdziwniejsze, jest to całkiem normalne.
„Modlitwa jest męcząca. Wymówkę od niej zawsze przyjmuję z wielką
radością. Po jej zakończeniu nad całą resztą dnia unosi się poczucie ulgi, jakbyśmy
wreszcie mieli wakacje. Zabieramy się do niej z oporami. Kończymy ją z radością.
Podczas modlitwy – ale nie podczas czytania powieści albo rozwiązywania
krzyżówki – wystarczy jakaś głupota, abyśmy ulegli rozproszeniu.
Wiemy też, że nie jesteśmy w tym odosobnieni. Powszechna praktyka zadawania modlitwy jako pokuty mówi sama za siebie”.
Wiemy też, że nie jesteśmy w tym odosobnieni. Powszechna praktyka zadawania modlitwy jako pokuty mówi sama za siebie”.
Lubię to w Lewisie. Jego
trafność spostrzeżeń, otwartość, niewiarygodną szczerość. Jednak najbardziej
lubię to, że czytając jego książki, mam wrażenie, że ten angielski profesor
znał mnie na wylot. ON PISAŁ O MNIE. Uczucie to czasami cudowne, podnoszące na
duchu, czasem wbijające się gdzieś w żebra, tworzące wyrzuty sumienia,
niewygodne.
„O modlitwie. Listy
do Malkolma” to, jak sam tytuł mówi, nie zbiór pouczeń czy rozprawa
teologiczna, a powieść epistolarna kierowana do wymyślonego przyjaciela.
Listów, poruszających różne zagadnienia z zakresu modlitwy, jest 22. Tworzą one
całkiem niewielką objętościowo książeczkę, ale, jak to u tego autora powszechne,
bardzo bogatą treściowo. Znów mamy do czynienia z oszczędnym, lecz wysmakowanym
stylem, niewymuszonym humorem i wprawą erudyty. Nie ma miejsca na pustosłowie,
popularne „lanie wody” czy banały, każde
słowo jest na swoim miejscu i każde odkrywa coś nowego lub przypomina o
kwestiach zapomnianych, acz pozornie powszechnie znanych.
Książka bez wątpienia
pomaga, trochę jakby uspokaja, delikatnie napomina. Ale przede wszystkim jest
prawdziwą ucztą czytelniczą. Czujemy się, jakbyśmy rzeczywiście czytali czyjeś
listy, chwilami jakby były kierowane specjalnie do nas. Napisane są lekko,
przystępnie, bardzo obrazowo i plastycznie. To zwierzenia, myśli, spostrzeżenia
prawdziwego literata, miłośnika słowa, osoby ściśle związanej ze sztuką. Ale
przebija także z tej książki Lewis – gawędziarz, Lewis – pasjonat teologii,
oczywiście Lewis – chrześcijanin, Lewis – przyjaciel, w końcu Lewis – człowiek z
krwi i kości, z problemami, rozterkami, zwątpieniami. A przez to tak bardzo nam
bliski.
"Gdzie byłbym
teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie głupie prośby, z którymi się do Niego
zwracałem?"
O nudzie w tej
książce nie ma mowy, choć pozornie może ona wydawać się nieciekawa, szczególnie
dla osób, które z wiarą nie są szczególnie związane. I choć początkowo czułam
się nieco zagubiona, niczym w karuzeli, która trochę za szybko wystartowała, to
szybko udało mi się wpasować w tok myślenia profesora. Znaczniki poszły w ruch
(książka aktualnie jest prawie cała obklejona kolorowymi karteczkami), w oczach
pojawił się zachwyt pomieszany ze zdziwieniem. Chyba tylko on umiał
wykorzystywać tak błyskotliwe porównania, zaciekawić czytelnika w tak
niebanalny sposób, zmusić do myślenia najmniej zainteresowanych.
Ja jestem zachwycona,
a zarazem czuję wielką wdzięczność za to, że Lewis potrafił podzielić się samym
sobą z czytelnikami, obnażyć siebie, wytknąć swoje własne wady i ująć w słowa
własne problemy bez wstydu i fałszywej skromności. Cieszę się, że anglikanin
napisał książkę tak uniwersalną, że jest ona odpowiednia dla każdego
chrześcijanina. Cieszę się, że „Listy do Malkolma” pomogły mi jako osobie
wierzącej, a zarówno dostarczyły wielu wspaniałych literackich doznań. C. S.
Lewis był mistrzem, unikatem w literackim światku, po prostu. Kochał to, co
robił i robił to naprawdę wspaniale.
„Boehme radzi nam co godzinę „wyrwać się poza wszelkie stworzenie”. Ale
nie zawsze musimy porzucać stworzenia, by znaleźć Boga. Możemy ignorować Bożą
obecność, ale nie możemy jej uniknąć. Świat jest Go pełny. Bóg przechadza się
po świecie incognito, ale często nietrudno Go rozpoznać. Prawdziwego wysiłku
wymaga to, by o tym pamiętać, być uważnym. Właściwie, żeby się obudzić. A co
ważniejsze, żeby nie zasnąć z powrotem.”
C. S. Lewis, "O modlitwie. Listy do Malkolma", wyd. Esprit, 2011, tłum. Magda Sobolewska
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit.
Wszystkie cytaty pochodzą z opisywanej książki.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo prostu powiem krótko - to książka dla mnie :)
Usuń:)
UsuńAh, po takiej recenzji muszę przeczytać koniecznie! Zresztą w planach miałam ją już wcześniej :3
OdpowiedzUsuńKoniecznie, Karolko, mam nadzieję, że znajdziesz w niej coś dla siebie (chociaż... jestem tego prawie pewna!). :)
UsuńDobrze jest trafić na książkę, kiedy można poczuć, że została napisana specjalnie z myślą o nas. :)
OdpowiedzUsuńTę lekturę miałam okazję czytać, Lewisa lubię bardzo.
Pozdrawiam! :)
A najlepsze jest to, że mam tak z większością książek Lewisa. :)
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam! :)
Tej książki nie znam, autora lubię, a modlitwa musi płynąć z serca...
OdpowiedzUsuńBardzo polecam, szczególnie jeśli lubisz autora. :)
UsuńTak, tak :) Lewisa zawsze warto czytać :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, Marto. :)
UsuńPiękna recenzja :) Zgadzam się z Martą. Lewisa warto czytać, zwłaszcza, że przy jego książkach- tak jak to opisałaś- ma się wrażenie, że autor mówi wprost do ciebie. Po prostu must read :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńWarto, warto. Lewis miał po prostu taki dar - umiał trafić do czytelnika. W ogóle wspaniały człowiek z niego był. :)
"O modliwie" jest oczywiście w moich planach. Jakże mogłoby nie być! W końcu to Lewis! :)
OdpowiedzUsuńI tak ma być! :)
UsuńJa sobie chyba do niej jeszcze raz wrócę. Zawsze przecież warto. Poza tym, czytałam to tak dawno.
OdpowiedzUsuńCo do modlitwy... chociaż nie, zaczęłam to zdanie, ale muszę sobie książkę przypomnieć, a potem będę coś zarzucała Lewisowi... :p
A wracaj sobie. I Lewisowi nic nie zarzucaj, to raczej on Tobie coś zarzuci :P
Usuń