niedziela, 24 lutego 2013

Od Narnii do Ewangelii



Ostatnimi czasy moje czytelnicze (i nie tylko) życie zostało całkowicie zdominowane przez dwóch bardzo sympatycznych angielskich dżentelmenów. Słowem, mój nieco sfatygowany umysł i rozedrgane serce przyjmuje do siebie jedynie prozę (lub poezję, lecz w niewielkim stopniu) wielce poważanych profesorów, przyjaciół – Lewisa i Tolkiena. I choć próbuję przemawiać do samej siebie (Kingo droga, zobacz jak ładnie ten Myśliwski wygląda. O, widzisz? Uśmiecha się do ciebie z półeczki. A tu pani Musierowicz… Zobacz, jakie urocze frywolitki. Tak, Kingo, to coś dla ciebie. Miłe, przyjemne, o książkach. A jak się na Anglię uparłaś, to może siostry Bronte? „Wichrowe wzgórza”, „Profesor” – same wspaniałe powieści!) na nic się to jednak nie zdaje. Mam gdzieś wszystkie inne książki! Liczy się tylko Tolkien i mój już „stary przyjaciel” Lewis. I tu na pomoc przybyło wydawnictwo „W drodze” i włoski autor Paolo Gulisano. Żądna historii o Inklingach, angielskim dwudziestym wieku i Dwóch Ulubionych Autorach (autorytetach wręcz), z radością sięgnęłam po biografię C. S. Lewisa i automatycznie zagłębiłam się w lekturę. 

Kochany Jack (może wykazuję tu zbyt wielką zażyłość, ale o tym panu nie umiem myśleć inaczej niż o przyjacielu czy ulubionym, niesamowicie mądrym wujku) nie miał najłatwiejszego dzieciństwa. Ulsterska, purytańska surowość, przedwczesna śmierć matki, nikłe kontakty z ojcem. Ale były książki, które naszego drogiego Autora jakoby ukształtowały. Była nieokiełznana wyobraźnia i zachwyt mitologią. Były gadające zwierzęta i inne światy. W końcu była Radość, o której Jack pisał w swojej autobiografii „Zaskoczony Radością”.

Profesor był postacią bardzo nietuzinkową i fascynującą. Na początku pesymista, trochę pyszałek, siedzący z nosem w książkach. Bywając wśród ateistów i racjonalistów (a także nieżyczliwych, okropnych wręcz „kolegów”), sam porzucił chrześcijaństwo – wiarę swojej matki. Później była nauka u profesora Kirkpatricka (bardzo ciekawego, lecz niestety niemającego zbyt dobrego wpływu na małoletniego Jacka) i okropna I wojna światowa (A co robił Lewis w okopach? Czytał książki!). Nasz bohater nigdy nie porzucił miłości do mitologii. Coś pisał, coś wymyślał, ciągle szukał, zachwycał się. Aż przyszedł do niego Bóg, dał mu kilka dobrych książek, postawił przed nim kilku przyjaciół – chrześcijan i… Pyk! Niegdyś zadeklarowany ateista, który o niektórych autorach mówił „ten dobrze pisze, ale ma też wadę: jest chrześcijaninem”, został zamknięty w pułapkę. Zaczął wierzyć.

Jack był bez wątpienia uroczym człowiekiem. Lubiano go w towarzystwie. Miał wielu wspaniałych przyjaciół (Tolkien, Barfield, Campbell, Dyson, Williams, później św. Jan Calabria – listownie i ukochana – Joy), a sam był żywy, energiczny, pełen radości i wręcz hałaśliwy (!?).

"Lewis jest energiczny i wesoły jak zawsze, ale nadaje się mu zbyt duży rozgłos jak na gust jego czy kogokolwiek z nas. "Peterborough", zwykle dość rozsądny, wyrządził mu wątpliwy zaszczyt szczególnie nietrafionym i głupim akapitem w "Daily Telegraph" z zeszłego wtorku. Zaczynał się od słów "Ascetyczny p. Lewis" - !!! Pytam się Ciebie! Podczas bardzo krótkiego posiedzenia, jakie odbyliśmy dziś rano, rozprawił się z trzema kuflami i powiedział, że zaczyna się „ograniczać” w Wielkim Poście"

 Niewątpliwie dobra jest ta biografia. Interesująca, barwna (bo takie było życie Lewisa), sprawnie napisana. Paolo Gulisano nie podaje nam suchych faktów, konkretów rodem z encyklopedii. On prosto, lecz dosadnie opowiada historię niezwykłego człowieka – angielskiego profesora – od wczesnego dzieciństwa aż do schyłku życia. Autor z głęboką wrażliwością analizuje dzieła Jacka (a także wspomina o innych książkach (np. Orwella) – dla mnie cudnie!), pisze o spotkaniach Inklingów (rewelacyjny rozdział!), nie stroni też od humoru, cytuje Tolkiena (W ogóle Tolkiena jest w tej książce dużo. Bo trudno mówić o jednym, nie wspominając drugiego)). Ta biografia przybliża nam obraz Lewisa jako człowieka z krwi i kości, z wadami, wieloma talentami, rozterkami, przyjaźniami. A przy tym jest w tej książce miejsce na refleksję i zadumę, a także na przypomnienie sobie najważniejszych dzieł pisarza.
Dobra to lektura, po prostu.
 
Paolo Gulisano, "C. S. Lewis. Od Narnii do Ewangelii", wyd. W drodze, 2006, tł. Joanna Skoczylas

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu "W drodze". 

7 komentarzy:

  1. Lewisa uwielbiam, TOlkieta czytałam tylko Hobbita

    OdpowiedzUsuń
  2. Tolkien i Lewis, to jedni z moich ulubionych autorów. Ostatnio wzięło mnie na poszukiwanie mniej znanych książek o nich, ich dziełach, dlatego cieszę się, że dodałaś kolejną pozycję do mej listy. :)
    Lubię czytać biografie ludzi, którzy naprawdę coś osiągnęli, a potem znajdować w ich dziełach jakieś wątki z życiorysu. A przede wszystkim uwielbiam motywy chrześcijańskie w książkach - pod tym względem ,,Opowieści z Narnii" są dla mnie numerem jeden! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie znam jeszcze twórczości Lewisa, ale zdecydowanie jest w moich planach czytelniczych na ten rok. Naprawdę fajnie wyszedł Ci ten post, czytając pierwszy akapit, miała sporą radochę :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Obawiam się, że Twoje życie już się nie uwolni od tych dwóch panów :D Moja choroba trwa już kilka lat i z dnia na dzień coraz bardziej się nasila :D Od Tolkiena i Lewisa nie tak łatwo się uwolnić, ale to dobrze, bo chociaż nudno nie jest :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "wychowałam się" na lewisie i tolkienie :) miło czasem wracać do tych książek, a chociaż do fragmentów gdy czasu brak

    http://www.kreatywneteksty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. W drodze wydaje fajne książki :) na tę również mam chrapkę :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga