wtorek, 2 lipca 2013

Trochę muzycznie, trochę lirycznie, czyli Stare Dobre Małżeństwo śpiewa Stachurę



Kilka dni temu wspominałam na facebooku o pewnej ulubionej, ukochanej płycie. Od tego czasu płyta ta została przesłuchana przeze mnie nieskończoną ilość razy, a w moim średnio pojemnym umyśle zamigotała myśl: a może by tak o niej napisać?
Prócz tego, że blog z założenia miał być czysto książkowy, a w nagłówku widnieje określenie „literacki”, przeciwwskazań nie ma. A jakby tego było mało:

  •    przez to miejsce przewinęło się kilka filmów (mając w głębokim poważaniu założenie) 
  •    płyta ta z literaturą ma naprawdę wiele wspólnego 
  •          autor(ka) bloga może robić z nim i na nim, co mu (jej) się żywnie podoba, a autorka Brulionu, zwana Kingą, ma ochotę napisać o muzyce, o!


    „Missa Pagana” to po prostu msza. Po prostu, ale jednak nie tak prosto to się wszystko przedstawia. Jest to bowiem msza wędrującego, msza poganina, msza człowieka, który uwielbił naturę. W końcu msza człowieka dobrego i o to dobro walczącego.

    „Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
    Słusznym i zbawiennym jest
    Żeby człowiek
    W życiu onym
    Sprawiedliwym
    Był i godnym
    Żeby człowiek
    Był człowiekiem”*

    Jak na porządną mszę przystało „Missa Pagana” rozpoczyna się Pieśnią na wejście – utworem delikatnym, zachęcającym do pozostania, do akceptacji każdego człowieka na ziemi.
    „Dla wszystkich starczy miejsca
    Pod wielkim dachem nieba”**

    Powoli przechodzimy przez pozostałe utwory, dajemy się prowadzić dojrzałemu, miłemu dla ucha głosowi Krzysztofa Myszkowskiego, pozwalamy się uwieść przesyconym wrażliwością i afirmacją przyrody tekstom Stachury. Wrastamy w podniosły ton mszy, po jakimś czasie zaczynamy podśpiewywać: Confiteor, Gloria, Prefacja, Sanctus, Komunia, Dziękczynienie…
    Msza dobiega końca, rozbrzmiewa Pieśń na wyjście, nawołująca to rozpowiedzenia tego, co się widziało, słyszało, czuło. I znów jak echo powtarza się fraza:
    „Dla wszystkich starczy miejsca
    Pod wielkim dachem nieba”…

    Ale to jeszcze nie koniec mszy, czeka na nas jeszcze 5 utworów, tak samo pięknych i tak samo wpadających w ucho. Mamy więc energiczne „Musisz mi pomóc”, mamy przepełnione tęsknotą i żałością „Smutno” (przy którym autentycznie robi się smutno), mamy dość lekką i humorystyczną, ale z nutką goryczy „Piosenkę o pewnych dawnych mariażach i pewnych nowszych małżeństwach”, a także chwytliwą piosenkę „Na błękicie jest polana” (czyli nawiązanie do „Hosanna”) i „Walc nad Missisipi”.

    Całość przedstawia się doskonale, a płytę po przesłuchaniu nie odstawia się do kąta, tylko… Słucha się dalej. Poziom każdej z piosenek jest naprawdę wysoki, a wszystko dzięki wspaniałemu połączeniu kilku geniuszów: wspaniałe kompozycje Krzysztofa Myszkowskiego (lidera SDM-u, jakby ktoś nie wiedział), świetne wykonania Starego Dobrego Małżeństwa (skrzypce!) i w końcu niesamowite, poruszające wiersze Edwarda Stachury.

    16 piosenek, 16 perełek, 16 przedstawicielek najczystszej, przepięknej poezji i wspaniałej muzyki, ocierającej się o balladę, folk i blues. 16 utworów tworzących całość, a jednak bardzo charakterystycznych, mogących funkcjonować osobno. 16 uzależniaczy.
    Mało.

    Zaczarować mnie nie było trudno. SDM ze swoją „Missą Paganą” trudnego zadania nie miało, bo natrafiło na wariatkę oszalałą na ich punkcie (szaleństwo jest permanentne, jedynie natężenie się zmienia co jakiś czas) i kochającą Steda bezgranicznie (a raczej jego twórczość, choć żadnej prozy nie czytałam – kajam się. Szaleństwo jednak nie bierze się znikąd, musi mieć jakiś początek i powód. A powód jest nadzwyczaj zwyczajny: Stare Dobre Małżeństwo jest po prostu przebrzydle dobre w tym, co robi.

    „jak biec do końca, potem odpoczniesz,
                                       potem odpoczniesz
    cudne manowce, cudne manowce,
                                    cudne manowce”***



    *E. Stachura - "Prefacja"
    ** E. Stachura - "Intoit (Pieśń na wejście)"
    ***E. Stachura - "Jak" 

5 komentarzy:

  1. Bardzo lubię SDM i dziękuję Ci za tego posta, gdyż nie śledzę na bieżąco płytowych nowości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Również lubię SDM i dziękuję, że mi o nich przypomniałaś, bo całkiem ostatnio o nich zapomniałam... To jest dopiero piękna muzyka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem jak najbardziej za pisaniem o muzyce - w końcu nie samymi książkami się żyje, a każda inna część kultury może być tak samo wciągająca :) Też tak mam, że jak już zacznę słuchać dobrej płyty, nie mogę się oderwać i sobie leci w playliście w nieskończoność ;) A SDM już daaaawno nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Któż nie zna SDM? Zanim jeszcze dowiedziałam się o tej grupie, znałam niektóre ich utwory. :) I bardzo je lubiłam!
    A co do pisania o muzyce - nie ma żadnych przeciwwskazań, piosenki też mają (choć nie zawsze, to trzeba przyznać) tekst, o którym można pisać. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie napisałaś. Chętnie przesłucham.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga