piątek, 31 maja 2013

Wrażliwiec z nożyczkami zamiast dłoni... ("Edward Nożycoręki")



Weekendy majowe sprzyjają lenistwu, a ja lenistwo lubię. Nie znaczy to jednak, że siedzę bezczynnie i obserwuję przepływający czas, ale siadam i z radością nadrabiam to, na co nie mogę sobie pozwolić w zwykłe, wypełnione szkołą dni. 
A nie mogę pozwolić sobie na filmy. Przejrzałam więc swoje wszystkie płyty: to oglądałam, na to nie mam ochoty, to leciało u mnie kilka dni temu, to za smutne, tego się boję. Może powtórzę „Władcę Pierścieni”? Nie chyba jeszcze nie przyszedł ten czas. A jak zacznę, to 9 godzin minie niepostrzeżenie. „Służące”? Nie, najpierw książka. To może coś z Johnny’m ulubionym? To była myśl, moi drodzy, to była myśl. Johnny’ego Deppa lubię od czasów „Piratów z Karaibów”, którymi, jak większość dzieciaków i nastolatków, się zachwyciłam. Orlando wyglądał obłędnie, Keira fajnie machała szablą, Johnny rozśmieszał mnie do łez, muzyki mogłam słuchać na okrągło. Dialogi też mi były znane.
Ale że „Piratów..” znam prawie na pamięć (choć tęsknię za nimi i, i tak muszę obejrzeć!), zdecydowałam się na „Edwarda Nożycorękiego”. Mery polecała, zaczynało się dziwnie  - no cóż, może i moje klimaty?

Pierwszy raz zetknęłam się z reżyserią Tima Burtona, choć brzmi to może trochę nieprawdopodobnie. Wiem jednak, że na tym jednym razie się nie skończy, bo wizję Burtona polubiłam. W „Edwardzie Nożycorękim” jest trochę mrocznie, na skórze pojawia się gęsia skórka, ale całość utrzymana jest w baśniowej konwencji. Surrealizm wylewa się hektolitrami, zadziwia świetne zastawienie kontrastów. Z jednej strony Edward – zagubiony, nieśmiały, z pogranicza jawy i snu, niemający w sobie nic konwencjonalnego, a z drugiej strony prawie identyczne domki, cukierkowa atmosfera, ład i porządek. Edward, dzięki miłej, empatycznej konsultantce Avonu,  z mrocznego zamku trafia do świata zupełnie innego od niego samego. Świata, w którym nawet mężczyźni o tym samym czasie wyjeżdżają do pracy i w którym dla Edwarda niestety… nie ma miejsca.

Gra aktorska Deppa, jak zwykle, genialna. Jego Edward jest tak rozczulający i zdezorientowany, że momentalnie chwyta za serce. Złego słowa powiedzieć nie można, to postać dopracowana w każdym calu i zagrana rewelacyjnie. A ja jestem tylko pod wrażeniem wszechstronności tego aktora, który doskonale umie zagrać i wariatów, i szurniętego egoistę Sparrowa, i nie-zwykłego pisarza Barriego, i wrażliwca z nożyczkami zamiast dłoni…

Sama fabuła niby jest prosta, nie ma w niej większych komplikacji. Jest jednak tak poruszająca, że przez większość filmu ma się gulę w gardle i łzy w oczach. Jest w niej też drugie dno, które koniecznie trzeba odkryć, inaczej film może wydać się nieinteresujący (choć on jest tak wspaniale przejaskrawiony i ma w sobie taką magię, że to raczej nierealne). Smutna to historia, na pewien sposób fascynująca, na pewno jedyna w swoim rodzaju. I przedstawiona tak, że lepiej już być nie mogło.

Mnie film urzekł i pewnie będzie urzekał tyle razy, ile będę go oglądać. Wam polecam z całego serca, a sama już szykuję się do kolejnego seansu w reżyserii Burtona, z Deppem w roli głównej…

18 komentarzy:

  1. Jestem dziwna, wiem, ale nie lubię oglądać filmów i nie lubię Johnego Deppa. Drażni mnie jego osoba, jakoś jest dla mnie strasznie nienaturalny, ale to może dlatego, że niewiele produkcji oglądałam z jego udziałem. ;))
    A że filmów nie lubię (i przerażających bohaterów też nie lubię), więc tego też nie oglądnę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu od razu dziwna? Po prostu masz inny gust. :)
      Hmm, może wydaje Ci się nienaturalny, bo często gra przerysowanych wariatów? "Marzyciela" obejrzyj, film jest prześliczny i Depp jest tam całkiem normalny.
      A Edward wcale nie jest przerażający! On tylko tak wygląda. :)

      Usuń
  2. Jakbym czytała o sobie. Też siedzę i się zastanawiam,co by tu odświeżyć sobie :)

    A Johnny'ego i ten film po prostu uwielbiam. Piękna, klimatyczna historia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Johnny w każdym filmie wypada doskonale, a w tym szczególnie. :)

      Usuń
  3. Ja chyba nie muszę mówić, jak ja uwielbiam ten film? :)
    Cieszę się, że i Tobie się podobał.

    Sama też siedzę i zastanawiam się, co by tu obejrzeć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz. :)

      Ja niby mam wiele filmów do obejrzenia, ale w każdym mi coś nie pasuje. Ale dzisiaj będę "Alicję w Krainie Czarów" oglądać, na jedynce wieczorem. :)

      Usuń
  4. Nie wiem, ale jakoś nie lubię tego filmu, a J. Deppa to tylko w Piratach :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O tym filmie słyszałam już kiedyś, ale po Twojej opinii już wiem co będę oglądała w najbliższym czasie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że pokochasz go tak jak ja. :)

      Usuń
  6. Od dłuższego czasu chciałam go obejrzeć, ale tak naprawdę bałam się to zrobić. Nie wiem czemu. Film trzymam trochę na dystans, ale mam nadzieję, że niedługo się do niego przekonam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się czego bać, film nie jest straszny, raczej smutny. I bardzo, bardzo dobry. :)

      Usuń
  7. No, dzięki! Kolejny film, który muszę obejrzeć! Kiedy ja na to czas znajdę!?
    Ostatnio na wycieczce klasowej obejrzeliśmy w autokarze (to znaczy, kto chciał to oglądał, ja tak jednym okiem :D) prawie wszystkie części "Piratów z Karaibów". Jej, jak ja uwielbiam Deppa! :) Wspaniały jest. Więc ze względu na to, że on jest w "Edwardzie..." to obejrzę sobie ten film. Tylko jeszcze nie wiem kiedy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaha, aż sobie Ciebie wyobraziłam ze zbulwersowaną minką :D
      Na moich wycieczkach klasowych w autokarze oglądało się jakieś beznadziejne horrory. A "Piraci z Karaibów" to moja absolutna miłość. Obejrzę ich sobie dzisiaj, a co! Trzecią część oczywiście, trzecia najlepsza.
      A "Edward..." jest cudowny. Ale ja Ci go wcale nie polecam, skądże znowu... :)

      Usuń
    2. Z pewnością byłoby mi z tą minką bardzo do twarzy :)
      Nie wiem, która część "Piratów..." jest najlepsza. Wszystkie są dobre :) A muzyka to po prostu obłęd :)
      No mam nadzieję, że nie polecasz... Uważaj, bo jeszcze przestanę Cię lubić :D

      Usuń
    3. To zabrzmiało jak groźba...

      Muzykę uwielbiam. W ogóle Hansa Zimmera uwielbiam. Nawet nie wiem, czy nie bardziej od Howarda Shore (od WP), który zajmuje mi jakieś 3/4 miejsca na karcie pamięci ;p

      Usuń
    4. Jaka groźba? Ja jestem pokojowy i spokojny człowiek :)
      Wiesz, ja po prostu muzykę filmową uwielbiam. Chyba w każdym filmie można jakieś plusy w muzyce znaleźć.
      3/4 karty pamięci to naprawdę poważna sprawa...

      Usuń
    5. W niektórych filmach w ogóle nie słyszę muzyki, za bardzo się wtapia.
      Ale ja też uwielbiam muzykę filmową. I w ogóle samą muzykę instrumentalną (a jak są skrzypce, to mogę słuchać do końca świata...).
      3/4 karty pamięci to coś strasznego, bo reszta to inna muzyka i masa obrazków. Żadne aplikacje mi się nie mieszczą (oprócz słownika :D) i telefon się zacina, bo pamięć jest pełna :D

      Usuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga