niedziela, 15 września 2013

Quo vadis, Domine?



„A z rąk Piotra kostur podróżny wysunął się na ziemię, oczy patrzyły nieuchronnie przed siebie, usta były otwarte, w twarzy malowało się zdumienie, radość, zachwyt. Nagle rzucił się na kolana z wyciągniętymi przed się ramionami, a z ust jego wyrwał się okrzyk:
- Chryste! Chryste!
I przypadł głową do ziemi, jakby całował czyjeś stopy. Długo trwało milczenie, po czym w ciszy ozwały się przerwane łkaniem słowa starca:
- Quo vadis, Domine?
I nie słyszał odpowiedzi Nazariusz, lecz do uszu Piotrowych doszedł głos smutny i słodki, który rzekł:
- Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano po raz wtóry.
Apostoł leżał na ziemi, z twarzą w prochu, bez ruchu i słowa. Nazariuszowi wydało się już, że omdlał lub umarł, ale on powstał, drżącymi rękoma podniósł kij pielgrzymi i nic nie mówiąc, zawrócił ku siedmiu wzgórzom miasta.
Pacholę zaś, widząc to, powtórzyło jak echo:
- Quo vadis, Domine?
- Do Rzymu – odrzekł cicho Apostoł.
I wrócił.”*

Zabrzmiał chór. Mnie przeszły dreszcze. Gdzieś w oddali zadźwięczał głos Michała Bajora. Wróciły wspomnienia, choć już zamglone, ciągle żywe. Przed oczami stanął ulubiony Petroniusz, Ursus – obrońca, kryształowa Ligia, Marek Winicjusz i jego przemiana. Obudziła się tęsknota za piórem Sienkiewicza. Kocham Sienkiewicza. Kocham naszego noblistę.

Najpierw, w moim młodym, niedoświadczonym pod żadnym względem życiu, pojawiła się Trylogia. Ogromne wydanie „Ogniem i mieczem” z półki. „Potop” i ulubione fragmenty. Piosenki Kaczmarskiego. Najmilszy „Pan Wołodyjowski” czytany nieskończoną ilość razy, film, który potrafiłam odgrywać sama, bo znałam na pamięć (cuuudowny Tadeusz Łomnicki i niesamowita Magdalena Zawadzka!). Miłość po grób, na zawsze. Nie obchodził mnie styl, nie obchodzi mnie dalej, bo nic mi do zdań wielokrotnie złożonych. Niech sobie będą długie na dziesięć kartek, ja i tak będę czytać. 

„Quo vadis”. Też na półce, trochę zapomniane, trochę zakurzone. Z pogiętą okładką, z jakimiś karteluszkami w środku. Nie wiem nawet, skąd się wzięło, u kogo mieszkało przedtem. Wiem, że teraz stoi na honorowym miejscu, koło pana Stone’a, koło Chestertona. 

 
Przypominam sobie siebie. Dwanaście lat, podstawówkowy podlotek, karmiący się Jeżycjadą i książkami pani Montgomery oraz pani Ożogowskiej. Świat nie istniał, Kinga czytała Sienkiewicza, nie schodziła na obiad, nie uczyła się, bo była zajęta, nie odzywała się, bo tam ludzi zabijali. Płakała i krzyczała, kazała nie przeszkadzać, zapisywała, że chciałaby być jak Ligia, że chciałabym mieć siłę, jak pierwsi chrześcijanie.
Ciągle pamiętam te obrazy, które przelatywały wtedy przez głowę. Wystarczy, że zamknę oczy. Wystarczy, że wezmę sfatygowaną książkę do ręki.

Mówcie co chcecie, dla mnie dzieciństwo to Sienkiewicz.

Henryk Sienkiewicz, "Quo vadis", "Ogniem i mieczem", Potop", "Pan Wołodyjowski"


*H. Sienkiewicz, "Quo vadis", wyd. Kama, str. 517, 518

16 komentarzy:

  1. Quo vadis leży. Miało być przeczytane przez wakacje, ale... nie było. Czas to zmienić. Już. Jak tylko skończę Tolkiena...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śpiesz się, każda książka ma swój odpowiedni moment :)

      Usuń
  2. To wspaniała książka i ponadczasowa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ pięknie to napisałaś!

    Ja książek Henryka Sienkiewicza do tej pory w ogóle nie przeczytałam, nawet "W pustyni i w puszczy" nie doczytałam do końca. "Quo vadis" w domu mam, może będzie moją lekturą szkolną, wtedy z pewnością sięgnę po tę książkę. A "Trylogię" również może kiedyś przeczytam. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)

      W gimnazjum chyba są "Krzyżacy", choć wiem, że w niektórych szkołach i "Quo vadis" jest omawiane.
      "W pustyni i w puszczy" posiadam i darzę sympatią, ale tylko sympatią, nic więcej.

      Usuń
  4. Niestety, są dzieciństwa i dzieciństwa. Moje przebiegało raczej tak: Sienkiewicz? W pustyni i w puszczy? Przeczytałam 30 stron, mamo, ale to strasznie nudne, nie będę się zmuszała.
    Krzyżacy? Ale ja miałam wtedy tak wiele cudownych książek...
    Quo Vadis? Czytałam. Ładne było. Końcówka pamiętam, przy grzejniku w salonie, ale bez łez. Zdecydowanie bez łez.
    Więc panie Sienkiewicz, pan nie mój...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię Krzyżaków. Nigdy nie mogłam pojąć, jakim cudem Sienkiewicz mógł pisać tak różne książki. Od Trylogii i Quo vadis nie mogłam się oderwać, a Krzyżaków strasznie męczyłam - nudne to i przydługie.
      Latarnika też nie lubię.

      Usuń
  5. Zazdroszczę dzieciństwa z Sienkiewiczem, ja pamiętam "W pustyni i w puszczy", gdy liczyłem sobie każdego dnia 27 stron do przeczytania (i odłożenia na półkę), do Sienkiewicza musiałem dorosnąć. W szkole średniej dopiero poznałem "Potop", pochłonął mnie piękny język, zabrakło czasu na resztę Trylogii (sięgnąłem nawet po "Ogniem i mieczem", ale odłożyłem na później, przyszły kolejne książki i leży gdzieś z włożoną zakładką po 1/4 całości). Za to "Quo vadis" przeczytałem od deski do deski z ciekawości, nie dlatego, że kazano. Cudowna książka! Zazdroszczę tego, że jesteś już po Trylogii, ale z z drugiej strony czekam na swój powrót do pozostałych dwóch tomów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To liczenie stron przypomina mi W. - on właśnie tak czytałam lektury, ale było to nie 27 stron dziennie, a 10 kartek :D
      U mnie to przyszło jakoś tak samo z siebie, w podstawówce i na początku gimnazjum nie miałam nikogo, kto by mi polecał książki, więc czytałam wszystko jak leci. W domu mam "Ogniem i mieczem", więc sięgnęłam i się zaczęła przygoda z Sienkiewiczem :)

      Usuń
  6. Aż wstyd się przyznać, że „Quo vadis” nie czytałam... ale "Ogniem i mieczem" wielbię, a raczej kocham się w Bohunie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynacja czarnymi bohaterami? :D Ale rzeczywiście miłość Bohuna to było coś...

      Usuń
  7. No nie, jesteś wielka, ja do tej pory boję się Trylogii :) "Quo vadis" dostałam w prezencie i chyba tylko dlatego je przeczytałam (byłam w gimnazjum) - cieszę się, że ktoś wpadł na pomysł, żeby mi to dać, bo książka jest rewelacyjna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się czego bać, ja naprawdę byłam małą trzpiotką, gdy czytałam Trylogię :) Bardzo dobrze się czyta.

      Usuń
  8. Są takie książki, od których nie można się oderwać. Taką książką było dla mnie "Przeminęło z wiatrem".
    Było również i "Quo vadis".
    Obie książki wciągnęły mnie bez reszty. O "Quo Vadis" pisałam na (starej) maturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przeminęło z wiatrem"... Uwielbiam. Na lekcjach czytałam, bo nie mogłam się oderwać :)

      Usuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga