poniedziałek, 19 listopada 2012

"Przeminęło z wiatrem"




Chyba mogę stwierdzić, że w moim niezbyt długim dotychczasowym życiu przeczytałam całkiem sporo książek. Czytałam książki bardzo słabe, słabe, dobre, bardzo dobre i świetne. Czytałam też książki, które mnie poraziły, wręcz zwaliły z nóg, opętały. Które nie pozwalały myśleć mi o czymś innym, wchłonęły, zachwyciły. Książki, które wygrywały ze snem, zmęczeniem, milionem kartkówek i sprawdzianów, a nawet z nauczycielami (jakkolwiek ciekawie by oni opowiadali). Książki idealne, które niezwykle trafnie wpasowały się w mój gust, które skonstruowane są tak, że można tylko podziwiać.

Nie. Stop. Nie książki. Jedna książka.

Może nie powinnam tak wyróżniać jednego tytułu, wśród miliona innych, z pewnością równie dobrych. Ale jednak moje serce krzyczy: „Tak! To ona!”. Serca uciszyć nie można.
Mimo to nie powinnam, bo przecież jest cudowny Lewis, jest klasyka dziecięca, są siostry Bronte i wiele innych książek, które kocham, wielbię i podziwiam. Jednak tylko ta jedna potrafiła sprawić, bym codziennie rzucała wszystko, bym odpychała w kąt naukę, przyjaciół, nauczycieli i wszystko inne. Nawet jeśli w danym momencie Jej nie czytałam, moje myśli były przy Niej. Permanentnie.

Chyba już nigdy Jej nie zapomnę. Będę wracać, przeżywać wszystko jeszcze raz i…zachwycać się. Jak za pierwszym spotkaniem.
No cóż, miłość.

Gdy połączy się piękny, niezwykle plastyczny i żywy język z interesującą fabułą, genialnie wykreowanymi bohaterami i wojną w tle, powstanie książka – perełka, książka – cudeńko, książka, od której nie będę potrafiła oderwać, która z pewnością stanie się w moim życiu czymś ważnym i wyjątkowym. Połączyć  wszystkie cechy dobrej powieści to nie lada sztuka. Margaret Mitchell podołała temu wyzwaniu. Stworzyła przepiękną opowieść o miłości, dojrzewaniu, wojnie secesyjnej. Z wielką wprawą odmalowała obraz amerykańskiego społeczeństwa końca XIX wieku. Krótko mówiąc, napisała książkę ociekającą doskonałością.

Plantacje bawełny, czerwona ziemia Tary, beztroskie dziewczęta, przystojni dżentelmeni. Maniery, zasady, reguły, konwenanse. A wśród nich – Ona. Piękna, pozbawiona skrupułów, wiecznie otoczona wielbicielami Scarlett O’Hara.
Scarlett to bohaterka bardzo frapująca czytelnika. Jest postacią bardzo złożoną, wielowarstwową, a przy tym niezwykle realną. Odnajdziemy w niej ludzkie zachowania. Może swoje własne?
O’Hara irytuje, fakt. Wiele czytelników wręcz jej nienawidzi. Jednak trzeba przyznać, że jest ona obdarzona szerokim wachlarzem nie tylko wad, ale i zalet. Czasami dopadała mnie myśl, że chciałabym mieć niektóre z jej cech.

Jeśli jest Ona, to i musi być On, prawda? A On jest… obłędny. Tak, znalazłam swojego kolejnego męskiego ideała książkowego.  Ech, mogłabym nawet zrezygnować z mojej miłości do Michała Wołodyjowskiego. Byleby tylko taki Rett istniał i mnie chciał! Dziewczyny, jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy sięgać po tę książkę, mówię Wam: zróbcie to! Rett jest tego warty. Zdecydowanie.
Nie widzę sensu w opisywaniu fabuły tej książki. Jest ona tak popularna, że znają ją chyba wszyscy, przynajmniej ze słyszenia.

Ta powieść jest bezsprzecznie cudowna, pod każdym możliwym względem. Nie znajduje w niej żadnych wad. Ona zdecydowanie da się lubić. Przeczytajcie, nie tylko, dlatego że klasykę warto znać, ale dlatego, że ta opowieść, ta historia, ten język, ci bohaterowie to magia, cudeńko, coś niesamowitego. Miłośnicy głębszego przekazu też się nie zawiodą. Obiecuję. Jeżeli usłyszycie od kogoś, że „Przeminęło z wiatrem” to ckliwe, babskie (lub jakiekolwiek inne) romansidło, to uśmiechnijcie się tylko pod nosem i przeczytajcie. Warto.

36 komentarzy:

  1. A ja... ja mogę się jedynie podpisać pod Twoją recenzją. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam tę książkę. I koniec. I kropka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. I wiesz co? Moja katechetka też ją uwielbia. Ostatnio strasznie się o niej rozgadałyśmy i uznałyśmy, że mamy całe trzy lata na omówienie całych trzech tomów. :D
      Poza tym ona twierdzi, że ta książka wybawia ją ze stałej depresji, która dręczy każdego nauczyciela religii w szkole. A "Pomyślę o tym jutro" jest jej dewizą. :D

      Ech, żeby Mikołaj w tym roku był taki dobry i podarował mi tę książkę...

      Usuń
    2. Ooo, to ja robię z Twoją katechetką "żółwika" xD "Pomyślę o tym jutro" - jeszcze zanim poznałam Scarlett ta myśl mi przyświecała:D
      Ja też ją chcę... Już nawet potencjalnemu Mikołajowi wspomniałam;)

      Usuń
    3. Ale wiesz, że od takiego myślenia robi się "błędne koło" :P I w końcu nawarstwiają się miliony spraw, a potem jest za późno na odkręcenie wszystkiego naraz. Ale nie przejmuj się, ja też tak często myślę, he he. Szkoda życia na zmartwienia.
      Mój jeden potencjalny Mikołaj ma własne zdanie i wie lepiej, co JA chcę dostać. ;p Ale i tak ma wtłoczone na mózg, że Lewis to mój mistrzunio. Drugi potencjalny Mikołaj uważa, że powinnam czytać biologię, chemię i fizykę, ewentualnie pasjonować się matematyką, a nie myśleć ciągle o Retcie i Scarlett (i innych książkach, które nie są podręcznikami). ;p
      Ale...!
      Zawsze mogę zrobić sobie samej prezent, bo od wczoraj jestem bogata. Co prawda moje pieniążki są już zdeponowane w sejfie zwanym M., ale może jakieś grosze uda mi się wybłagać. ;)

      Usuń
    4. Ja potencjalnego Mikołaja mam jednego. Dwaj kolejni to prezenty kompletnie odlotowe (od książek po spinki do włosów), które przez owego Mikołaja zazwyczaj są kupowane pierwszy raz w życiu.
      Temu potencjalnemu Mikołajowi szepnęłam o "Przeminęło z wiatrem", szepnęłam też troszkę o Makuszyńskim, o Zambrzyckim, o Jackson i Pruszkowskiej... Będzie miał w czym Mikołaj wybierać. A jak pod choinką nie znajdzie się "Przeminęło z wiatrem" to liczę, że po Świętach (z podreperowanym budżetem) sobie sprawię tę książkę:)

      Usuń
    5. PS. Tak sobie teraz czytam o Thanksgiving day, patrzę kiedy to ustanowiono i widzę Lincolna oraz Civil War... Matko, skąd ja to znam??? Dopiero potem sobie uświadomiłam, że z Przeminęło z wiatrem;)

      Usuń
    6. U mnie też Mikołaj będzie miał w czym wybierać. Zastanawiam się tylko, że napisać list, czy po prostu wywiesić nad biurkiem listę moich marzeń :D

      Ha! "Przeminęło z witarem" uczy historii!! :D

      Usuń
    7. U mnie nad biurkiem odpada. Biurko stoi przy oknie. Jeśli listę marzeń powieszę na firance światło do mnie docierać nie będzie (a to jedynie przez długość listy).
      Więc list. A w dodatku list jest taki klasyczny i dystyngowany.;-)

      Oj, uczy, uczy. Zresztą nie rozmawiajmy o tej książce, bo zaraz chciałabym do niej wrócić!

      Usuń
    8. Czy Ty przypadkiem nie wymagasz zbyt dużo od tego Mikołaja?! :D
      Chciałabym mieć biurko przy oknie. I żeby za oknem był ładny widok... Ale no cóż, tam jest kaloryfer i biurka za Chiny nie wcisnę.
      Zastanawiam się, czy mój potencjalny Mikołaj mnie nie wyśmieję, jeśli napiszę do niego list. ;p

      Dobrze. Nie rozmawiajmy. Bo ja też za nią strasznie tęsknię.
      Jednak gdy o niej pomyślę, poprawia mi się humor, który ostatnio jest nie najlepszy. Ech, stanowczo za dużo rozmyślam. ;)

      No i czekam na maila!

      Usuń
    9. Za dużo... Nieeee. Ja tylko trochę za dużo mam książek do przeczytania. A jak Mikołaj wybierze ze trzy książki z tej długaśnej listy, to ja będę wręcz rozanielona:)

      Mail poszedł... Poleciał, powiedziałabym wręcz.

      Usuń
  2. Książka jeszcze przede mną. Po takiej zachęcające recenzji już nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, leć do biblioteki, księgarni, koleżanki czy kogokolwiek innego i czytaj, czytaj, czytaj! Nie odwlekaj, ona jest z pewnością cudowniejsza od miliona innych książek, które masz w planach. :D

      Usuń
  3. Na pewno nie ckliwe romansidło!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytałam kilkadziesiąt pierwszych stron i... stwierdziłam, że jednak nie dam rady. bardzo żałuję, że zrezygnowałam, bo dalej jest podobno bardzo ciekawa. ale kiedyś na pewno przeczytam całą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę?! Matko, ta książka jest świetna, świetna, świetna! Zrób drugie podejście, myślę, że nie będziesz żałować :) Akcja najbardziej nabiera tempa w trzecim tomie, ale wcześniej też jest bardzo ciekawa.

      Usuń
  5. Tym bardziej się cieszę, że kupiłam ostatnio tę ksiązkę i już nie mogę się doczekać lektury. Film uwielbiam i chętnie do niego wracam, nieważne, że jest taki długi :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja film zaczęłam oglądać, ale zostawię go sobie na czas wolny ;) W jakiś weekend może obejrzę. Jednak myślę, że książka lepsza. ;)

      Usuń
  6. Książkę już od dawna mam w planach, a po Twojej recenzji mam ochotę wypożyczyć ją przy najbliższej wizycie w bibliotece:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ehh a ja nadal nie czytałam. Trzeba w końcu nadrobić. Choć film to mi się wrył w pamięć na stałe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowita książka. Przyznaję Ci rację.

    OdpowiedzUsuń
  9. O tak zgadzam się z Tobą.Książka cudowna i wcale nie jest taka babska.

    OdpowiedzUsuń
  10. uwielbiam ekranizację, ale po książkę jeszcze nie sięgałam - chyba już czas to naprawić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że książka jest lepsza od filmu. Choć podobno film też dobry :)

      Usuń
  11. moja ulubiona historia... czerwona ziemia tary i Rett...
    asymaka.blog.interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, tak nazwisko zobowiązuje :D A "Przeminęło z wiatrem" uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he :D
      "Przeminęło z wiatrem" chyba nie da się nie uwielbiać. ;)

      Usuń
  13. Tak pięknie i zachęcająco napisałaś tę recenzję, że mam ochotę rzucić wszystko i czytać, czytać, czytać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie radość mnie przepełnia!
      Czytaj, czytaj, czytaj! :)

      Usuń
  14. Oj tak, zgadzam się z Mową Liter. Aż chciałabym mieć tę książkę teraz pod ręką, aby od razu móc po nią sięgnąć i nie robić już nic innego przez cały dzień :). Nie można pisać aż tak zachęcających recenzji! To powinno być karalne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie potrafiłam napisać o niej nic innego niż tzw. "ochy i achy". Ona jest tak niesamowita, że ten mój twór musiał chociaż w maleńkim kawałeczku oddać jej cudowność. Więc leć do biblioteki, księgarni i czytaj cały dzień! :D

      Usuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga