piątek, 21 czerwca 2013

Jaś i Małgosia w czarnym lesie świata... ("Poniedziałkowe dzieci")



Nie znałam jej wcześniej. Nie była dla mnie ważna, nie obchodziła mnie, mimo że byli mi bliscy niektórzy z jej bliskich. Artyści z buntowniczego pokolenia, przeklęci, a jednak wyniesieni na piedestał, ci, którzy złapali Sztukę za rękę. Lubiłam, gdy krew pulsowała mi w rytmie wyznaczonym przez Jimiego, Janis, Doorsów. Czułam się wśród nich dobrze, swojsko, jakbym delikatnie, nieśmiało pasowała do TYCH czasów, TYCH ludzi, TYCH artystów.
Ona weszła w moje życie nagle, niespodziewanie. Władowała się ze swoimi wojskowymi butami, białą koszulą z monogramem, zamiłowaniem do Rimbauda, Baudelaire’a i Blake’a, buntem, niechęcią do dorosłości, niezrozumiałą poezją, piosenkami jakby pełnymi niepokoju. Podzieliła się swoim zagubieniem. Zapisała się gdzieś w mojej pamięci, chuda, koścista, z melancholijnym, lecz butnym wyrazem twarzy. A on był cały czas z nią. Stanowili jedno, choć odchodzili od siebie. Nigdy jednak nie przestali trzymać się za ręce.

Patti i Robert. Robert i Patti. Poniedziałkowe dzieci, Jaś i Małgosia w czarnym lesie świata. Dzieciaki, które nigdy nie chciały dorosnąć, których dotknęło niezrozumienie, których dotknęła Sztuka, a zarazem młodzi ludzie zakochani w życiu i sobie nawzajem. 

Poznali się całkiem przypadkiem, w tchnącym niezwykłą atmosferą Nowym Jorku końca lat 60. Byli młodzi, pełni marzeń i ideałów. Rozumieli się od samego początku. Zaryzykowali, zaufali sobie bezgranicznie, obiecali, że przejdą przez życie razem, że się nie opuszczą. Oboje byli wariatami, szalonymi straceńcami. Rozumieli się, choć często miało się wrażenie, że to ich utwory, rysunki i fotografie znalazły jakiś wspólny, tajemniczy, niedostępny dla nikogo innego język. 

„Ja nie myślę. Ja czuję” – mówił Robert Mapplethorpe i rzeczywiście tak możemy odebrać historię jego życia. Grał na emocjach, igrał na krawędzi sztuki i obrazoburstwa, wprowadził nowatorskie rozwiązania. Szokował nawet Patti, a z pewnością także i siebie.  Składał się z kontrastów, był pełen sprzeczności. 

„”Otwieram drzwi, zamykam drzwi” – napisał. Nie kochał nikogo, kochał wszystkich. Uwielbiał seks, nienawidził seksu. Życie to kłamstwo, prawda to kłamstwo. Jego myśli kończyły się w formie zabliźniającej się rany: „Jestem nagi, gdy maluję. Bóg trzyma mnie za rękę i razem śpiewamy”.”

Patti Smith napisała pieśń pochwalną, elegię na cześć Roberta, Sztuki, Nowego Jorku. Zwłaszcza Roberta, ukochanego do końca. To wspomnienia pełne jakiegoś nieuchwytnego czaru, wręcz transcendencji, mające w sobie wszystko, czego od dobrej książki wymagać się powinno. Książka ta, przesycona wrażliwością Patti, jej silną, a zarazem delikatną osobowością, zmusza do refleksji i zadumy. Pozwala się przy tym przenieść w czasy fascynujące, trochę chaotyczne, przepełnione naiwnością i młodzieńczymi wizjami. Czasy narkotyków i wolnej miłości, czasy, w których Sztuka odgrywała kluczową rolę, czasy, w których ludzie wiedzieli, że Sztuce warto się poświęcić.

„Poniedziałkowe dzieci” przyciągają swoim niewątpliwym pięknem. Nie ma w nich pretensjonalności, egzaltacji, jest miłość, przyjaźń, nostalgia, tęsknota za czasami, które minęły bezpowrotnie. Słowa działają, wprowadzają czytelnika w intelektualny trans, a gdzieś w tle słychać punk rockową balladę…

Jest obraz Nowego Jorku namalowany sprawną, szczupłą ręką wysmakowanego artysty. Jest szaleństwo, jest bunt, jest piękno i ideały. Jest wszystko…

Patti Smith, "Poniedziałkowe dzieci", wyd. Czarne, 2012, tłum. Robert Sudół
 




Lubię. Lubię jej chropowaty, mocny głos. Emocje, emocje, emocje. Teksty, których nie rozumiem, a jednak zachłannie czytam. Jesteś wielka, Patti. Mimo wszystko.

14 komentarzy:

  1. Fantastyczny post. Czyta się go wręcz cudnie. Co do książki to nie jest pewna czy trafi w mój gust. Byłabym jednak gotowa zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miła Madame :) To pewnie przez tę książkę, ona jest wspaniała...
      Bardzo polecam. Nawet jeśli nie zafascynuje Cię życie Roberta i Patti, będziesz musiała docenić tę książkę, bo jest pięknie, wręcz poetycko napisana.

      Usuń
  2. Podpisuję się rękami nogami pod tym, że ten post jest fantastyczny :3 Ja tę książkę chcę przeczytać bardzo, bardzo, bardzo. I bardzo chcę ją mieć swoją w swojej biblioteczce :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Karolko, cieszę się, że Ci się podoba :)
      Książka szczególnie tania nie jest, ale warto. Zdecydowanie warto! (i Czarne się z wydaniem postarało, książka wygląda świetnie i tłumaczenie jest piękne).

      Usuń
  3. Ja też, rękami i nogami, i jeszcze ustami :) Świetnie mi się czytało, twój tekst jest przesycony wręcz atmosfera tamtych czasów. Krótkie, urywane jakby histerycznie zdania... No i świetne porównanie do jasia i Małgosi. A książka mnie zaintrygowała :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiki, bardzo dziękuję. Ale to ta książka tak działa.
      A porównaniebdo Jasia i Małgosi nie jest moje, chyba źle, że żadnego przepisu nie zrobiłam. Pochodzi z książki. Tak Patti nazwała siebie i Roberta.
      A książka warta jest zainteresowania się nią.

      Usuń
  4. Tak, zdecydowanie cudowny wyszedł ci ten tekst. Piękny.:-)
    A książka... Jedna z ukochanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, kochanie. Ale to raczej zasługa książki :)
      I dla mnie też jest jedną z ukochanych...

      Usuń
  5. Wypożyczyłam z biblioteki, ale jakoś się nie zebrałam do przeczytania i oddałam. Będę musiała jednak przeczytać, bo czuję, że to jest piękna książka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O tej książce czytałam u Mery, i już wtedy postanowiłam, że muszę ją przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też wszystko się od Mery zaczęło, choć długo przed dodaniem przez nią recenzji :)
      Książka zdecydowanie warta uwagi.

      Usuń
  7. Zapowiada się niezwykle smakowicie;) Pięknie opisałaś tę książkę! By nie uronić żadnego z Twoich postów dodaję do linków:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :)
      Książka jest świetna, bardzo polecam.

      Usuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga