piątek, 27 września 2013

Genialny banał. ("Myszy i ludzie", J. Steinbeck)



Banał. W gruncie rzeczy nic specjalnego. Ot, powiastka. Niewielka nowelka z oczywistą fabułą, której, obiektywnie rzecz biorąc, nie ma.

Dwóch facetów – drobny i dość sprytny George i wielki, fajtłapowaty Lennie, duże dziecko, jak mówią. Nierozłączni przyjaciele. Znamy? Znamy. Kojarzymy przynajmniej i w trakcie lektury wzruszamy ramionami, prychamy z sarkazmem, bo przecież noblista mógłby się bardziej postarać, wymyślić coś innowacyjnego, nowego, zapierającego dech w piersiach. A Steinbeck napisał sobie nowelkę o dwóch gościach. A jakby było mało, i jeden, i drugi są najemnymi pracownikami u amerykańskiego farmera. Żadnych wyższych sfer.

Są za to zdechłe myszy w kieszeniach, króliki w głowie, biało – brązowy szczeniak do głaskania. 

Okazuje się, że na niespełna stu trzydziestu stronach, zadrukowanych literkami wprost z uczniowskiego elementarza, można wiele zawrzeć. Można zrobić przegląd całego społeczeństwa na jednej farmie z kilkoma facetami, kilkoma psami i jedną kobietą. Można poupychać wszystkie najważniejsze tematy świata bez wywoływania uczucia przesytu. Nie wiem jak, to są chyba te przebłyski geniuszu, o których pisał wydawca w prześwietnej przedmowie (sama przedmowa jest dziełem sztuki). 

Dobrze, przyznaję: John Steinbeck był genialny. Nie wiem, dlaczego tak sądzę – trudno to wytłumaczyć. Może wszystko się kryje w tych niby spokojnych zdaniach, które w rzeczywistości tchną przejmującym tragizmem? Albo w pozornej brutalności? W przyjaźni, którą opisał właśnie w TAKI sposób, nie inny? W sprawiającej ból postaci Lennie’go, szurniętego wariata o zbyt dużej sile? W jednej opowieści, która pojawia się jak refren, którą powtarza się jak mantrę, która pozwala bezsensownie wierzyć w Ziemię Obiecaną?

Ciężko określić tę książkę, ciężko zdefiniować, czym ona tak naprawdę jest, jaką stanowi wartość, ponieważ, niby schematyczna, wymyka się wszystkim schematom. Wcale nie z powodu wysublimowanych metafor, zabawy słowami, fantastycznej treści, bo one zwyczajnie w dziele Steinbecka nie występują, ale z powodu tej dziwnej, niepokojącej wręcz prostoty. Emocji, które się w prostocie kryją. Tu nie trzeba czytać między wierszami, nic nie kryje się w białych polach. Tu jest tylko śmierć. I króliki.

Bo każdy facet chce mieć swój kawałek ziemi.

John Steinbeck, "Myszy i ludzie" ("O myszach i ludziach"), tłum. Marek ZgaińskiPokazana okładka - wyd. Prószyński i S-ka. Moje wydanie - Kantor Wydawniczy SAWW.

6 komentarzy:

  1. Zdarzają się takie książki, które, niby nie-zachwycające, właśnie takie są.Genialne. Do końca nie wiadomo o czym, ale jak się człowiek zastanowi,to dochodzi do wniosku, że.. o wszystkim.Są ponadczasowe.
    Koniecznie muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie trafiła, właśnie tą niepokojącą prostotą. Za prosto, za cicho, za spokojnie - żeby przynajmniej nie zadrżeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. O! Mam ogromną chrapkę na tę ksiązkę. Muszę ją w końcu przeczytać, bo Steinbecka jeszcze nie znam w ogóle, nie wiem, więc, czy był geniuszem jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. !!! Mam na nią przerażającą ochotę :D ! O autorze słyszałam, ale nigdy nie miałam okazji przeczytać jego książek, więc tym bardziej muszę znaleźć chwilkę czasu :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno jej się przyjrzę - wydaje mi się być porządną lekturą, a nie jest "za długa" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Od dawna chcę mieć ją u siebie. Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga