poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mit? ("E. Ostrowski, Charlotte Brontë i jej siostry śpiące")


Kochamy siostry Brontë. Do dziś urzeka nas surowość wrzosowisk w Haworth. W czasach Internetu, hałasu i elektroniki uwielbiamy zanurzać się w świat wiktoriańskiej Anglii, uspokajać się przy niespiesznej fabule, przeżywać każde zdanie, obgryzać paznokcie na wspomnienie obłąkanej żony. To historie, które jeszcze nie przebrzmiały, które jak się okazuje, są niezmiennie obecne w sercach i duszach czytelników oraz wydawców. Kochamy te trzy niby niepozorne córki pastora (trzy?). Eryk Ostrowski też kocha.

Z pasji powstała książka, dzieło obszerne i wyczerpujące, czasem trochę zagmatwane, sprawiające wrażenie labiryntu z korytarzami i ukrytymi pokojami, gdzie możemy natknąć się na perełki. Ten pokaźny, wizualnie niezwykły tom balansuje gdzieś na granicy biografii i pracy naukowej, łącząc fascynację i wręcz dającą się odczuć namiętność z uporządkowaniem i racjonalnością naukowca. Możemy więc wychwycić pewną nierówność, momenty, gdzie przed oczami stają obrazy, a kartki przewracają się same oraz te, gdzie musimy się skoncentrować, nawet trochę wysilić. I mimo całego mojego zachwytu postacią Charlotte Brontë, mimo nawet niezłej znajomości jej biografii oraz dzieł, nie czytało mi się książki Eryka Ostrowskiego łatwo. Tak jak i niełatwo mi jest o niej pisać. 

Gdzieś w tle przewijają się historie Emily i Anne, dostrzec możemy niewyraźny zarys Branwella, ale „Charlotte Brontë i jej siostry śpiące”, jak sama nazwa wskazuje, to hołd złożony Charlotte. To szczegółowa analiza jej książek, próba zgłębienia jej duszy, pozornie delikatnej i jasnej, w rzeczywistości mrocznej i skomplikowanej. Tu króluje Charlotte i tak właśnie miało być. Charlotte ma w końcu swoje własne miejsce, i mam nadzieję, czuje się tu dobrze – w literaturze.
Ze słów Eryka Ostrowskiego, słów popartych niezliczonymi fragmentami listów, powieści i biografii, wyłania się obraz najstarszej panny Brontë, ze wszystkimi urojeniami, nieszczęśliwymi miłościami, smutkami i rozterkami, z całą tragedią, którą ona, niewielka córka pastora, musiała dźwigać. Ale nie sam obraz jest trzonem tej książki, choć spełnia przecież rolę najważniejszą. Przede wszystkim autor wysnuwa teorię, szokujące założenie, mówiące o tym, że wspaniałe powieści, cały dorobek literacki sygnowany nazwiskiem Brontë tak naprawdę wyszedł spod jednego pióra. To Charlotte miała stworzyć wszystko. Miała stworzyć także mit o trzech genialnych siostrach.

Pan Ostrowski nie jest w tym myśleniu odosobniony. I choć przyzwyczailiśmy się do wizji zamkniętej w sobie, tak chmurnej i genialnej jak same „Wichrowe Wzgórze” Emily oraz łagodnej, dobrej, czarującej słowem Anne, w pewnym momencie przyznajemy autorowi rację. Nie bez wahania, ciągle jeszcze niepewnie. Mity mają przecież swój urok. 

Można wierzyć lub nie, po rodzinie Brontë, naznaczonej geniuszem, szaleństwem i tragedią, nie zostało nic prócz kilku listów, utworów i domysłów. Zostaliśmy więc z wielką zagadką, którą możemy zgłębiać lub pozostawić nienaruszoną. Zagadką jedną z tych, której rozwiązywanie sprawia radość, która jednak rozwiązana nie zostanie nigdy.

Eryk Ostrowski, "Charlotte Brontë i jej siostry śpiące", wyd. MG, 2013
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu MG.

9 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zainteresowałaś, muszę przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie się cieszę, bo to naprawdę warta przeczytania książka. :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że mogłam poznać Twoje zdanie na temat tej książki i to w recenzji, której styl mnie oczarował! :) Lektura ta spoczywała ostatnio w moich dłoniach i tylko to, że mój portfel ucierpiał sporo poprzedniego dnia uratowało ją przed moim chciwym wzrokiem i umysłem.
    Na razie przede mną spoczywa cały stosik maturalnych lektur do prezentacji oraz nieodłączna Virginia Woolf, ale już dziś kompletuję sobie listę książek na wakacje. Charlotte Brontë ma na niej swoje honorowe miejsce, ze względu na nieprzeczytaną jeszcze "Shirley".
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło cię tu widzieć, Adrianno! Bardzo dziękuję za miłe słowa. :)
      Zarówno ta książka, jak i same utwory sióstr Bronte zdecydowanie są warte uwagi, więc twoja lista książek na wakacje zapowiada się niezwykle.
      I trzymam kciuki za maturę. :)

      Usuń
  3. Kocham wiktoriańską Anglię i chciałabym pokochać klasykę, ale jeszcze nie czytałam żadnej książki z tego gatunku. Wypadałoby to zmienić, ale jeszcze nie jestem pewna, czy mam zacząć od sióstr Bronte, których książki są, z tego co czytałam, naprawdę genialne, czy zupełnie od innego autora? A może po prostu zacząć od lektury Eryka Ostrowskiego, żeby lepiej poznać siostry i ich literaturę? Jak myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, na pewno nie zaczynaj od książki Eryka Ostrowskiego. To wielka frajda, ale raczej dla osób już obeznanych z tematem. Jeśli chcesz zacząć swoją przygodę z Bronte od biografii, jest na rynku cudowna, po prostu cudowna książka Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej "Na plebani w Haworth". Można poznać całą rodzinę i to w wielkim stylu, bo to świetnie napisana biografia, którą czyta się tak szybko i jest tak wciągająca jak powieść.
      Albo możesz zacząć od samych utworów, "Jane Eyre" chyba jest najlepsza na początek (przynajmniej ja od niej zaczynałam). Albo Elizabeth Gaskell - to też wiktoriańska Anglia, a pastorowa Gaskell była przyjaciółką Charlotty Bronte i nawet popełniła jej biografię. :) To troszeczkę inny styl, trochę więcej skupienia na społeczeństwie i jego problemach, ale ja powieści Gaskell uwielbiam i polecam wszystkim.

      Usuń
  4. Jak na początku nie zamierzałam przeczytać ksiażki Ostrowskiego, tak teraz jestem co raz bardziej na tak. Bardzo mnie intryguje tajemnica owiana wokół sióstr Brontë:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając powieści sióstr Bronte, właśnie tak myślę o autorkach "siostry Bronte", jakoś nigdy ich nie rozdzielam na Charlotte, Anne czy Emilly. Może to z lenistwa, a może nie jest to dla mnie ważne, bo najważniejsze są słowa, magia, spokój jaki odnajduję czytając tę prozę.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga