czwartek, 27 lutego 2014

Szpady i płaszcze, czyli mnóstwo frajdy z jednej opowieści. ("Trzej muszkieterowie", A. Dumas)



Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, moim odwiecznym problemem wielkiej wagi było rozpaczliwe zawołanie „nie mam co czytaaać!”. Naprawdę nie miałam. Była szkolna biblioteka, była miła pani bibliotekarka, nie było jednak Internetu i Cudownych Ludziów, którzy znają i polecają tysiące książek. Błądziłam więc wśród regałów, szukałam interesujących tytułów, sięgałam po te, które były nieodpowiednie do mojego wieku i natenczas niezrozumiałe. Tak trafiłam na „Trzech muszkieterów”. Pamiętam dokładnie, na której stali półce i w jakim byli wydaniu, ale nie pamiętam NICZEGO, co jest częścią fabuły. I nie wiem, dlaczego tego nie pamiętam. To chyba mówi samo za siebie.

Przez kilka lat „Trzej muszkieterowie” byli więc odrzuceni jako coś nudnego, grubego i w ogóle nie, raczej nie dla mnie, choć przecież lubię ładnych, odważnych panów, szpady i płaszcze. Stało się w końcu coś cudownego i niezawodne BBC wyprodukowało serial The Musketeers, który samą książkę ma raczej gdzieś, ale wykorzystuje postaci, zachowuje klimat i, co chyba najważniejsze, sprawia nieprawdopodobnie dużo frajdy. Nie trzeba było dużo, zakochałam się z miejsca i to nie tylko w serialu samym w sobie, ale w nich: Atosie, Aramisie, Portosie i d’Artagnanie. Powtórne sięgnięcie po książkę było tylko kwestią czasu.

The Musketeers nie jest serialem doskonałym, co nie przeszkadza w byciu serialem, który uwielbiam. I można go oglądać dla samych walorów estetycznych.

Teraz oficjalnie mogę powiedzieć. Kocham „Trzech muszkieterów”. To były wspaniałe dwa tomy, wspaniałe ferie, pełne przygód, braterstwa, rozlanej krwi w honorowych pojedynkach, intryg i odwagi zakrawającej o brawurę. Drżałam o Konstancję i głównych bohaterów, wściekałam się na Milady i z grymasem trwogi i zdziwienia obserwowałam jej wyczyny. Towarzyszyłam d’Artagnanowi w jego szalonych misjach i uśmiechałam się pod nosem, bo przecież z niego też niezły gagatek, choć taki kochany. Śledziłam kardynalskie poczynania, mając przed oczami Dwunastego Doctora, czyli Capaldiego i tak bardzo cieszyłam się z tła historycznego, które nie wychodziło na pierwszy plan, ale było jako coś koniecznego. I teraz dziwię się tej zawsze zbyt niskiej dziewczynce z blond grzywką, że nie porwała jej ta historia, nie doceniła jej i miała gdzieś wielkie namiętności, miłość i skrzyżowane szpady. 

Czas się nie wróci, ale dobrze, że można wracać do książek.

Aleksander Dumas, "Trzej muszkieterowie", wyd. Somix (w dwóch tomach), 1990

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię "Trzech muszkieterów" w każdym wydaniu. Płaszcze, szpady, honor i walka, to jest to co mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś dostałam dwa tomyw starszym wydaniu od babci i nadal stoją one na mojej półce. Muszę w końcu się za nię zabrać, a serial muszę obejrzeć :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze jest po pewnym czasie powracać do książek... podobała mi się ta historia, choć wielu szczegółów dotyczących fabuły już nie pamiętam. I teraz mam ochotę do niej wrócić;) A serial...jeszcze poczeka. Najpierw "Duma i uprzedzenie", oczywiście też w wydaniu BBC;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Archiwum bloga