Czekałam na tę książkę dokładnie rok, cieszyłam się na samą
myśl, że jeszcze raz wybiorę się do Paryża z czasów belle epoque, do Paryża
bawiącego się, Paryża pełnego barw, miasta, oferującego tysiące fantastycznych
doznań. Do miasta świateł, który w dwutomowej opowieści Małgorzaty Gutowskiej -
Adamczyk jest pełnoprawnym bohaterem, i
jak się okazuje, bohaterem najciekawszym.
Gdzieś w zakamarkach Brulionu można odnaleźć moje entuzjastyczne, radosne zapiski, które poczyniłam po przeczytaniu pierwszej części. Byłam oczarowana historią rudowłosej dziewczynki, później charakternej pannicy i odrzucającej konwenanse malarki. Autorka wspięła się na wyżyny, stworzyła powieść obyczajową, z gatunku literatury kobiecej, ale powieść przepełnioną szczególikami z życia paryżan i autentycznie tchnącą klimatem miasta.
Tym większe jest moje rozczarowanie, niestety.
Rose z drugiego tomu nie jest moją Różą z Wolskich.
Gdzieś w zakamarkach Brulionu można odnaleźć moje entuzjastyczne, radosne zapiski, które poczyniłam po przeczytaniu pierwszej części. Byłam oczarowana historią rudowłosej dziewczynki, później charakternej pannicy i odrzucającej konwenanse malarki. Autorka wspięła się na wyżyny, stworzyła powieść obyczajową, z gatunku literatury kobiecej, ale powieść przepełnioną szczególikami z życia paryżan i autentycznie tchnącą klimatem miasta.
Tym większe jest moje rozczarowanie, niestety.
Rose z drugiego tomu nie jest moją Różą z Wolskich.
Jej dzieje nie są uplecione tak misternie, jak tego oczekiwałam.
Powieść nie jest tak wciągająca, jak się spodziewałam.
Fragmentów drażniących mnie jest zbyt wiele, by mogło się obejść bez zgrzytów.
Warstwa współczesna nie oferuje nic, co mogłoby mnie pochłonąć czy zainteresować.
Przedstawione wydarzenia przyjmowałam całkowicie beznamiętnie, bez większych wzruszeń. Słowem, kataklizmu nie było, świata nie trzeba było ratować, nie łkałam ani z radości, ani z rozpaczy.
Powieść nie jest tak wciągająca, jak się spodziewałam.
Fragmentów drażniących mnie jest zbyt wiele, by mogło się obejść bez zgrzytów.
Warstwa współczesna nie oferuje nic, co mogłoby mnie pochłonąć czy zainteresować.
Przedstawione wydarzenia przyjmowałam całkowicie beznamiętnie, bez większych wzruszeń. Słowem, kataklizmu nie było, świata nie trzeba było ratować, nie łkałam ani z radości, ani z rozpaczy.
Potencjał został zmarnowany, a historia Róży stała się
całkiem niezłą (tylko albo aż) powiastką kobiecą, raczej niewychodzącą ponad
poziom. Słabą fabularnie, jednak dobrą językowo, napisaną ze swadą i wdziękiem.
Ale Paryż, mimo że stale się zmienia, równie permanentnie
jest tak samo atrakcyjny i to właśnie on stanowi największy atut tej książki.
Razem ze wzmiankami na temat mody, historii, polityki czy sztuki nadaje „Podróży
do miasta świateł” smaku i niepowtarzalnego charakteru. I mimo że czasami wręcz
przymuszałam się do lektury (choć powody tego mogą być zupełnie inne niż sama
książka… może o tym też w Brulionie wspomnę?), zawsze czytanie kończyłam po
kilku godzinach, czując nie tylko coś w
rodzaju zawodu na czymś, kimś dotychczas niezawodnym, ale także zwykłą
czytelniczą radość z tego, że jestem, czytam, mogę bardziej lub mniej przeżywać
– jest gorzej, ale cały czas na poziomie.
Francuska podróż dobiegła końca. I chyba nawet nie jest mi
szczególnie smutno.
Małgorzata Gutowska - Adamczyk, "Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord", wyd. Nasza Księgarnia, 2013
Nie mój obszar, nie przekonam się, ale o tym pisałam już kiedyś. Za to nowiutką Ficner-Ogonowską masz? I w ogóle, teraz twoja kolej. Jak nic. Powinnaś odpisać! :p
OdpowiedzUsuńNie mam i żałuję bardzo. Ale wyobraź sobie, że Mój Osobisty Mikołaj powiedział, że żadnych książek nie będzie. Ani On nie przyniesie, ani ja sama nie mogę.Chociaż nawet gdybym mogła, nie kupiłabym Ficner - Ogonowskiej :P
UsuńWiem, że powinnam, jest w głowie, w Twojej skrzynce będzie jutro.
Razem z mamą doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy poszkodowane, jeśli chodzi o zakupy książek (długo nic nie kupowałyśmy, pomijając Ocean Gaimana, to od wakacji) i zrobiłyśmy sobie prezenty (a przy okazji, całej rodzinie). Tylko otwierać nie można. Więc siedzę i czekam, całkiem przyjemne to czekanie.
UsuńAle też chociaż chciałabym panią Ficner-Ogonowską, to w paczce dla niej miejsca nie było... ;-)
O. A wiesz, właśnie czytam "Różę z Wolskich" i dzisiaj czytałam sobie jej recenzję na twoim blogu, a że drugą część również mam na półce, zastanawiałam się kiedy dodasz recenzję następnej. I wieczorem patrzę - jest! Ostatnio ludzie tak mi czytają w myślach... xd ;))
OdpowiedzUsuńWiesz, że powinnaś mi odpisać na maila? Czekam! :c
O, widzisz :) Ciekawa jestem Twoich opinii.
UsuńWiem. I ja się naprawdę ładnie wytłumaczę.
Latem zamawiałam z Naszej Księgarni wszystkie Muminki i zastanawiałam się, czy nie wziąć przy okazji pierwszej części. I teraz trochę żałuję, skoro taka dobra, a trochę cieszę się, bo nie lubię niedokończonych, niewykończonych historii. Masz takie wrażenie? Że czegoś brakuje?
OdpowiedzUsuńDokładnie. Czegoś brakuje, opowieść jest niepełna i to niepełna w ten irytujący sposób. Trochę przykro. Ale myślę, że warto przeczytać "Podróż...", to cały czas niezła obyczajówka.
UsuńSzkoda :( Niedawno czytałam pierwszą część i chciałam poprosić Mikołaja o drugą... Teraz widzę, że nie ma się, co napalać..
OdpowiedzUsuńWiesz, różne są opinie... Ja czuję zawód i nie do końca polecam drugą część. Jest trochę rozczarowująca po świetnym pierwszym tomie.
UsuńNajgorszy jest właśnie taki zmarnowany potencjał i rozczarowanie czytelników, którzy się na daną książkę wyczekali.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście nie wszyscy są rozczarowani. :)
UsuńA ja uwielbiam obie części "Podróży do miasta świateł" :) Autorka mnie nie zawiodła :)
OdpowiedzUsuńMoże miałam trochę za wysokie oczekiwania... :)
UsuńU mnie ostatnio tak dużo Paryża, więc przeczytam, bo niestety jeszcze nie miałam okazji, ale tematyka ciekawa ze względu, że to Paryż.
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do mnie!